środa, 27 kwietnia 2016

Opowiadanko #4

„Ten śledź w kapturze pana Błazenki to był zły pomysł. Bardzo, bardzo zły” – powtarzałam sobie w myślach, idąc na wieczorną wartę na zewnątrz, dokładniej to w kierunku smoczej jaskini.
Co ja w  ogóle myślałam, kiedy przyszło mi to do głowy? A może należałoby myśleć nie co, ale czy w ogóle miałam cokolwiek sensownego w mózgu?
Hm, chyba wychodzi jednak na to, że nie. Trudno, jak to mówiła babcia Esterka. Każdy okres w życiu człowieka (lub wiedźmy, w moim przypadku) rządzi się swoimi prawami. Okres dojrzewania również.
Z resztą, co ja mam się martwić? To nie mój pierwszy raz na warcie. Z Geraltem (tak, wiem – nazwaliśmy smoka na cześć tego legendarnego wiedźmina. Super, co?) jesteśmy za pan brat. W sumie, to mogłam trafić gorzej. Mogłam skończyć jak Bogdasz z trzeciej klasy, który za zaczarowanie kosiarki musiał czyścić toaletę. Bez użycia magii i żadnych narzędzi. I do tego gołymi rękoma. Brrr.
Kiedy wyszłam na zewnątrz, była już dziesiąta wieczór. Smocza jaskinia znajdowała się na samym wejściu do ogrodów. Geralt musiał ich strzec co noc, ponieważ nigdy nie wiadomo, kiedy jakiś złodziej by się włamał w celu kradzieży cennych roślin. Pojawienie się ucznia miałoby pozwolić mu na chwilę odpocząć, ponieważ w trakcie dnia również bywał zajęty. (Biedak służył jako królik doświadczalny dla uczniów, którzy za swoją specjalizację wybrali smokologię.)
- Co tam? – odezwałam się do gada, który akurat raczył wychylić łeb na zewnątrz swojej kryjówki.
- Oho, i kogo ja tu widzę! – uradował się smok. – Panienka Żywienka… który to już raz w tym miesiącu? Trzeci?
- Czwarty – przyznałam niechętnie. – Zapomniałeś już, jak przez przypadek podpaliłam gobelin na ścianie moją kulą ognia?
- To na lekcji kontroli żywiołów, jeśli się nie mylę? – Geralt uniósł lekko swoją „brew”.
Potaknęłam głową.
- No, to w takim razie czeka cię długa noc. – ziewnął głośno, co w jego smoczym przypadku wyglądało naprawdę spektakularnie. – Dobranoc, panienko Żywienko.
W chwili, kiedy usłyszałam pierwsze chrapnięcie Geralta, zaczęłam rozstawiać cały mój majdan, począwszy od ulubionego kocyka, a skończywszy na moich notatkach i czajniku z herbatą. Za parę dni miałam przystąpić do ważnego egzaminu, więc wolałam się teraz pouczyć, niż nic nie robić. 


Źródło

Kiedy akurat przeglądałam podręcznik od magii praktycznej, usłyszałam dziwny szmer. Z początku miałam trudności z określeniem, skąd pochodził, ponieważ wcześniej wypiłam własnoręcznie przyrządzony eliksir na wyczulenie zmysłów. Po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że ktoś (lub coś) może się zbliżać od strony szkoły. Może to był któryś z nauczycieli? Z doświadczenia wiedziałam, że o każdej porze dnia i nocy można było tu spotkać któregoś z alchemików.
„…a co jeśli to nie alchemik?” – moja intuicja, jak zwykle, odezwała się w najmniej oczekiwanym momencie.
Postanowiłam jej posłuchać, więc na wszelki wypadek przygotowałam sobie moją laskę magiczną do obrony.  
Przez jakiś czas nic się nie działo. Nadal się uczyłam, a Geralt smacznie sobie spał, mieniąc się w blasku księżyca.
„Może to tylko mi się wydawało?” – pomyślałam. – „Skoro smok niczego nie usłyszał… a przecież smoki mają bardzo dobry słuch…”
Niespodziewanie poczułam, jak coś unosi mnie do góry. Nim się obejrzałam, leżałam pod ścianą jaskini. Bolały mnie głównie plecy i kark, tak mocno, że przez chwilę się bałam, że jakaś kość się we mnie złamała. Gdy jednak wstałam, zrozumiałam, że jeszcze jestem w jednym, solidnym kawałku.
Następnie przyjrzałam się okolicy. Już pomijam to, że moje notatki i podręczniki totalnie się rozleciały, a herbata wylała się na trawę. W okolicy dało się czuć czyjąś obecność, ale nie mogłam dokładnie określić, gdzie ów delikwent się znajdował. Dziwne... zanim zostałam rzucona o ścianę, niczego takiego nie czułam.
- Geralt – syknęłam do smoka. – Geralt! Wstawaj! Alarm!
By go jeszcze bardziej rozbudzić, pociągnęłam za jego nozdrza, wiedząc, jak bardzo tego nie znosił.
Nic. Zero reakcji.
W tamtej chwili wyczułam pewien dziwny zapach unoszący się wokół smoka. Wysiliłam swoje szare komórki i doszłam do wniosku, że to środek nasenny.
„Oczywiście, głupia babo.” – skarciłam się. – „Przecież on choruje na bezsenność, zapomniałaś?”
A więc z tajemniczym Ktosiem musiałam poradzić sobie sama.
Długo czekać nie musiałam. Od razu coś przemknęło mi przed nosem z dużą prędkością, wysyłając do tego atak. Wcześniej zdołałam obudować wokół siebie magiczną tarczę, więc bez trudu się obroniłam.
Skup  się… on tu gdzieś na pewno jest…
…on tu gdzieś…
…na pewno…
- Au! – wrzasnęłam. Ból głowy zaczął się rozpływać po całym ciele. Obraz przed oczami zaczął się zamazywać.
- Nie… uda ci… się – wymamrotałam, a potem wszystko stało się czarne. 

*

- …myśli pan, że wyzdrowieje?
- Powinna. Jest wystarczająco silna.
- …a może jednak umarła?
- Bogdasz! Przestań pleść głupstwa!
- Co… co się stało? – wymamrotałam tak niewyraźnie, że ledwie poznałam własny głos. Światło lampy okropnie raziło mnie w oczy.
- Żyje! – rozpoznałam głos mojej współlokatorki,Velleny. - Widzisz, Bogdasz, wygrałam zakład! Dawaj moje 50 renów!
- Panno Allderburn, proszę o ciszę.
To był pan Błazenka, ten sam, któremu wsadziłam śledzia do kaptura od szaty. Siedział na krześle po prawej… mojego łóżka.
Chwila, jak ja tu się znalazłam?! Zaczęłam się gorączkowo rozglądać po sali…
…szpital. Trafiłam do szkolnego szpitala. Po prostu bomba.
- Wyjdźcie. Muszę uzgodnić pewną sprawę z panną Vressin.
Wśród tłumu uczniów dało się słyszeć pomruki niezadowolenia. Kilka sekund później w pomieszczeniu byłam tylko ja i mój brodaty nauczyciel od nauk przyrodniczych.
- Ktoś włamał się do ogrodów… i zerwał jeden z naszych najcenniejszych kwiatów. Ta roślina kwitnie raz na dziesięć lat, dlatego jest taka cenna…
- I co? Zawaliłam?
- Drogie dziecko – pan Błazenka popatrzył mi głęboko w oczy. – To nie jest kwestia tego, czy zawaliłaś czy nie zawaliłaś, to nie twoja wina, wiemy, że Geralt zasnął i nie mógł ci pomóc.
- O co w takim razie chodzi?
- O to, że ktoś teraz musi odzyskać ten kwiat. Razem z radą pedagogiczną stwierdziliśmy, że najlepiej będzie, jeśli na poszukiwanie wyruszy piątka naszych najbardziej uzdolnionych i doświadczonych uczniów…
Przełknęłam ślinę. Zdecydowanie nie podobało mi się to, co mówił mój wykładowca.
- …i pierwszą wybraną osobą do tej drużyny jesteś ty.

* * *

 No, czas na kolejne opowiadanie na Kreatywne Spojrzenie
Tym razem moją inspiracją była seria o wiedźmie Wolsze Rednej autorstwa jakże często wspominanej Olgi Gromyko oraz po części była to również  nasza rodzima wiedźmińska saga. 
Mam nadzieję, że kolejne pseudodzieło mojego autorstwa przypadnie Wam do gustu. Tym razem udało mi się nawet znaleźć do niej jakąś ilustrację (jej autorem jest hiszpański artysta Luis Royo).
Aha, i nie pytajcie mnie, skąd wziął się u mnie pomysł na tak dziwne nazwisko dla bohaterki jak Żywia* Vressin. Po prostu miałam taki pomysł i już:P

* najprawdopodobniej imię słowiańskiego bóstwa życia. 

Pozdrawiam 

horsefan

PS Już jakiś czas temu ruszył u mnie pewien szkolny projekt, a mianowicie jest to blog krytycznoliteracki, na który ja i moje koleżanki z fakultetu wstawiamy nasze recenzje książek. 
Link: http://makulaturab.blogspot.com/

4 komentarze:

  1. Przyznam, że nie dobiłam do końca opowiadania, ale to bynajmniej nie przez to iż mnie znudziło, czy coś! Historia jest iście wciągająca i już sam początek zapowiada się ciekawie :) Gdybym miała więcej czasu z pewnością dokończyłabym czytanie, ale póki co muszę przyznać Ci lekkość pióra i kreatywność! :) Świetnie, że są jeszcze młodzi ludzie, którzy piszą opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. OK, zjadłem zupkę chińską, płatki z mlekiem i wypiłem herbatę, czas na pisanko.

    No więc tak - pierwsza rzecz która mnie uraziła. Piszesz tak jakby w czasie przeszło-przyszłym. Głównie ten fragment z zaklęciem obronnym. Wolałbym, a raczej łatwiej by mi się to przeczytało, gdybyś napisała to w trakcie akcji, a nie po. To tak jakbyś pisała o niesieniu ciastka przez miasta, a na samym końcu "opowieści" napisała, że zjadłaś je na początku.

    Poza tym, jak na fantasy niezłe. Przebrnąłem przez całość bez większych problemów, mimo że ten gatunek gryzie mnie w płuca.

    No i w sumie koniec.

    Psychologia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na Fantasy niezłe, phi! Dobra książka jest dobra niezależnie od gatunku literackiego! ;)

      Usuń
  3. Dość przyjemne w odbiorze, plastusiowe Fantasy, czuć inspirację wiedźmińskim uniwersum (walka z niewidzialną bestią, waluta, cyniczny zakład pieniężny o życie głównej bohaterki, no i oczywiście imię smoka), a twórczości Pani Olgi nie kojarzę! Ta kosiarka tutaj trochę na siłę się wydaje, no ale kumam, że trzeba było użyć tego słowa na potrzeby wyzwania. Czemu szanowne ciało pedagogiczne samo nie wybrało się na poszukiwania niezwykle cennej roślinki!? :D

    KULTURA & FETYSZE BLOG (KLIK!)

    OdpowiedzUsuń

Szóstka Wron.