sobota, 11 października 2014

Recenzja filmu - "Miasto 44"




Tytuł: Miasto 44
Gatunek: Dramat wojenny
Produkcja: Polska
Rok produkcji: 2014 r.
Reżyseria: Jan Komasa
Scenariusz: Jan Komasa

Opis fabuły

Stefan i Alicja (a.k.a Biedronka) to dwójka zakochanych młodych ludzi żyjących w czasach okupacji niemieckiej podczas II Wojny Światowej. Ich miłość zostaje wystawiona na próbę wraz z wybuchem Powstania Warszawskiego.

Moja ocena

Uwaga! Poniższa recenzja może zawierać poważne spoilery dotyczące fabuły filmu.

Na film "Miasto 44" udałam się ze szkołą tydzień temu.
Już wcześniej widziałam zwiastun i mówiąc szczerze, wydał mi się on napchany scenami walki i wybuchami, które wcześniej podrasowano za pomocą nowoczesnej techniki.
Jednak, kiedy film już się zaczął, myślałam, że może nie będzie taki zły. Wszystko wydawało się być obiecujące, dopóki nie zaczęło się Powstanie. W pewnej scenie powstańcy urządzili sobie obóz na cmentarzu miejskim i nagle znaleźli się pod ostrzałem Niemców. Od tamtego momentu film był wypchany scenami walki, mordowania  i lejących się flaków. Ktoś by pewnie powiedział, że przecież Powstanie takie było. Problem polega na tym, że właśnie tak wyglądają filmy związane z kulturą masową - wszędzie krew się leje, jest wojna, wszędzie jest pełno trupów. Ponadto w filmie była masa spowolnień i szczerze mówiąc, nie rozumiem po co.
Był moment, w którym bohaterowie się całowali pod ostrzałem. W powietrzu latały fajerwerki, wszystko, rzecz jasna, działo się w zwolnionym tempie, a nawet kule ich omijały, bo nie, oni musieli się akurat teraz pocałować...
Pojawiła się tam również scena erotyczna, która również była spowolniona i dodatkowo w tle leciała muzyka dubstepowa. Takie sceny to rzecz charakterystyczna dla kina masowego, bo osobiście nie znam filmu akcji z ostatnich kilku lat, w którym nie byłoby chociaż odrobiny erotyki.
Było tam tylko kilka momentów, które naprawdę robiły na mnie wrażenie. Chwila, w której Alicja, cała  zdruzgotana, przybywa do piwnicy pełnej chowających się cywilów.
Kiedy później rozmawialiśmy o tym na lekcji języka polskiego, doszliśmy do wniosku, że reżyser filmu uznaje widzów za idiotów, uważając, że Powstania Warszawskiego nie można inaczej w tych czasach pokazać, bo inaczej ludzie nie zrozumieją o co chodzi. Z resztą, podobno pan Komasa rzeczywiście tak powiedział. To po prostu ignorancja uczyniła z tego filmu tak napchany sztucznościami spektakl, rozreklamowany wzdłuż i wszerz.

Powyżej wyraziłam moje zdanie na temat tego filmu i zaakceptuję, jeśli Wy macie inne. Nie piszę po to, by wmawiać komukolwiek moje racje, tylko po to, by je wyrazić.

Pozdrawiam

horsefan

Szóstka Wron.