wtorek, 29 grudnia 2015

Recenzja książki - "Czerwień Rubinu"


Tytuł: Czerwień Rubinu
Tytuł oryginału: Rubinrot 
Autor/ka: Kerstin Gier
Trylogia: Trylogia Czasu
Rok wydania (w Polsce): 2011
Gatunek: fantasy, romans, przygodowe, obyczajowe

Trylogia Czasu jest tak wciągająca, że w zasadzie należałoby powiedzieć: «wsysa»; jest dowcipna, a zarazem totalnie romantyczna. Pewnego dnia szesnastoletnia Gwen odkrywa, że jest posiadaczką genu podróży w czasie – niespodziewanie przemieszcza się o sto lat wstecz. Okazuje się, że nie jest jedynym podróżnikiem - istnieje całe tajne bractwo, zajmujące się kontrolą dwunastu podróżników w czasie – Gwen jest ostatnim z nich. Szybko odkrywa, że jedenastym jest bardzo atrakcyjny dziewiętnastolatek: Gideon. Ale zakochiwanie się nie jest takie proste gdy się skacze tam i z powrotem w czasie i gdy trzeba wypełnić niebezpieczną misję w XVIII. wieku.

                                                    ~fragment opisu ze strony lubimyczytac.pl (klik!)


 Cóż, od Wiedźmina kiedyś trzeba było odpocząć. A poza tym, na mojej półce znajdują się inne książki, których od ponad roku nie tknęłam...
...jak się pewnie spodziewacie, Czerwień Rubinu jest jedną z nich. Nie wiem, czemu tak długo jej nie tknęłam - może to dlatego, że wstyd pokazywać się z takim romansidłem w szkole?
Wczoraj postanowiłam, że nie ma już sensu dłużej tego przeciągać i wzięłam się za czytanie. Nim się zorientowałam, byłam już na setnej stronie. Akcja jest wartka i porywająca, ale to nie ona okazała się - w moim odczuciu - najlepszą zaletą tej książki.
Tą najlepszą zaletą jest... główna bohaterka. Gwen wydała mi się być bardzo naturalna, ludzka. Nie przypomina w żadnym stopniu Marysi Sójki; ma swoje wady i zalety, jak każdy inny, a sposób w jaki opisywała całą historię bardzo często doprowadzał mnie do śmiechu.
A Gideon? Powiem krótko: okazał się lepszy, niż sądziłam. W tego typu powieściach to właśnie ci "mhroczni" chłopacy mnie niesamowicie wkurzają*, a tutaj... nie miałam nic przeciwko niemu. Na początku myślałam sobie, że coś jest ze mną nie tak - no bo jak? Wszyscy tacy horsefana wkurzali, a teraz co?...
...Cóż, tutaj muszę złożyć gratulacje autorce - przedstawiła Gideona w sposób pozbawiony większości - jak ja to mówię - sztucznych brokacików, czyli przesłodzeń, wyolbrzymień itp. :)

Podsumowując, powieść nie jest jakiś wysokich lotów, nie uświadczymy w niej dylematów moralnych i skomplikowanych kryminalnych zagadek. Mimo tego, zgadzam się ze stwierdzeniem z okładki:
"W Czerwieni Rubinu im więcej szczegółów poznajemy, tym bardziej interesująca okazuje się główna zagadka" (autor: A. Chojnowska)
 ... i przy okazji dodam tu coś od siebie. Dzięki narracji pierwszoosobowej nie tylko dobrze się bawiłam, ale także miałam wrażenie, że jestem tam, gdzie bohaterowie i przeżywam ich przygody razem z nimi. (A ostatnio zdarza mi się to coraz rzadziej...)

*oj, długo to zajęło, zanim wreszcie polubiłam Jace'a z Darów Anioła. Ale jak już do tego doszło, to uznałam, że moglibyśmy być rodzeństwem;P



Tak więc, zacni Czytelnicy (zacny... to takie zacne słowo:p)  życzę Wam Szczęśliwego Nowego Roku i... co tam jeszcze sobie wymarzycie:) 

Pozdrawia 

horsefan

środa, 23 grudnia 2015

A może by tak rzucić wszystko i wynieść się do innej galaktyki?

Dzyń dzyń dzyń!

Oto wasz ukochany renifer Ru... tfu, znaczy się, horsefan, powrócił!
Cóż się z nim działo? Porwali go... tfu, ją, kosmici? A może... o nie! Tylko nie to? Illuminati!...

...ha, ha, ha. Nie.

Otóż, wyobraźcie sobie taką oto sytuację. Jest końcówka listopada, siedzicie sobie na lekcji WOS-u. Właściwie, to bardziej od tego przedmiotu martwi was to, czy na następnej lekcji nie będzie niezapowiedzianej kartkówki z chemii. Zastanawiacie się, jak i kiedy powtórzyć materiał, byleby na przeklętym świstku papieru pokazała się ta zasłużona trójka.
A tu nagle nauczyciel (i wasz wychowawca) rzuca na forum temat akcji charytatywnej. I to nie byle jakiej - Szlachetnej Paczki. Pan wymienia potrzebne rzeczy i na tej liście znajdują się również wszelkiego rodzaju przybory szkolne.  I co wy robicie? Zgłaszacie się do pomocy, a jakże!
Do domu wracacie przeszczęśliwi, że chcecie pomóc człowiekowi w potrzebie.
A w zaciszu domowego ogniska otwieracie szkolnego maila i widzicie, że już coś nie gra. Sprawdzacie najnowszą wiadomość z listą koordynatorów od poszczególnych darów dla rodzinki i przy przyborach szkolnych... widnieje wasze nazwisko.

I tak oto, moi mili państwo, horsefan została no-life'm na następne parę tygodni.


 * * * 

Chciałam napisać wcześniej, ale natłok zajęć i brak pomysłów w rzadkich wolnych chwilach mi na to nie pozwalał.
Cóż, niedawno mój trud związany z piastowaniem funkcji koordynatora się skończył, więc mogłam się spokojnie wziąć za dwa filmy, na które od dawna czekałam...

Na pierwszy ognień - Kosogłos cz. 2
(Drogi Czytelniku! Wystrzegaj się spoilerów!)

Źródło
 A więc co myślę o finałowej części Igrzysk?

Odkąd zobaczyłam zwiastun, wiedziałam, że muszę na ten film pójść. Co prawda, slogan z plakatów zupełnie do mnie nie przemawiał, bo zakończenie znałam od ponad roku:P
Jednak pomimo zaspoilerowania, byłam pozytywnie nastawiona.
Do czasu.
Od rozpoczęcia seansu czekałam na coś, co poczułam w trakcie oglądania części pierwszej. Napięcie? Niepokój? Trudno określić, co to było. Wiem jedno - sprawiało, że nie mogłam się oderwać od ekranu, nawet jeśli zdawałam sobie sprawę z tego, co za chwilę miało się stać.
Właśnie. Tutaj niczego takiego nie było. Dajmy na to, odliczałam sekundy do pojawienia się zmiechów, a kiedy już do tego doszło, to w ogóle się nie zrobiły one na mnie żadnego wrażenia.
Poza tym ciągnie się długa lista scen, które mnie znudziły lub - moim zdaniem - były wymuszone.
Kurczę, trudno mi to określić, ale mam wrażenie, że film był... sztywny? [Można w ogóle tak powiedzieć?]
Brakowało mi parę elementów z książki, głównie załamania psychicznego Katniss po śmierci Prim.
Mam jednak - tak na koniec - mały powód do radości. Mój OTP się spełnił! (Ręka w górę kto jeszcze ship'uje  Effie z Haymitch'em!)

Podsumowując, czuję się nieco rozczarowana ostatnią częścią Igrzysk... no, co tu więcej mówić?
A co wy myślicie?

 ...szykuj się, młody padawanie! Oto nadciągają Gwiezdne Wojny!

Źródło
Jak pewnie (niemal) każdy szanujący się nerd w tym kraju, czekałam na na premierę tego filmu, nie będąc do końca pewna, jak to wypadnie. Odkąd George Lucas sprzedał swoją wytwórnię Disney'owi, moje obawy stawały się coraz bardziej pesymistyczne...
...ale na szczęście, się nie ziściły.
Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, to podobieństwo do pierwszej trylogii. Nie wiem, czy można to uznać za plus czy za minus. Z jednej strony, po tym co widziałam w epizodach 1-3, jest to dla mnie powód do radości... z drugiej jednak fabuła nieco przypomina tą z 4 części - akcja też zaczyna się na pustynnej planecie, również mamy główną postać-sierotę, która odkrywa w sobie niezwykłe zdolności...
Jeśli chodzi o nową główną bohaterkę, to jestem mile zaskoczona. Odkąd zobaczyłam zwiastun i zrozumiałam, że tak, to kobieta tym razem będzie odgrywać główną rolę, bałam się. Czego? Że plaga Marysi Sójki zainfekowała już moje ukochane uniwersum!
Jednak Rey umie sobie sama radzić, nie użala się nad sobą i nie jest jakoś "olśniewająco piękna". (A przynajmniej nie na tyle, by dosłownie każdy mężczyzna w filmie był w niej zakochany. Uff. )
Drugim plusem również stało się dla mnie coś, co z początku uważałam za wadę. Albowiem tej części nie nakręcił Lucas, ale J.J. Abrams - reżyser znany głównie ze Star Treka. Moje obawy co do jego osoby rozwiała masa tekstów i sytuacji, które od razu doprowadziły mnie do śmiechu:)
Oczywiście, "Przebudzenie Mocy" nie pobiło starej trylogii, ona nadal zajmuje - u mnie przynajmniej - najwyższe miejsce spośród całej sagi. Film, tak ogółem, jest okej...*
Uważam, że jeśli nie jesteście jakimiś wielkimi fanami uniwersum SW, to raczej powinno się Wam spodobać:)


*ale jako fan oczywiście muszę się przyczepić do kilku fragmentów, ale o tym kiedy indziej

* * *
Przerywamy program, by nadać komunikat specjalny.

W życiu niemalże każdej kobiety przychodzi czas na zmiany. A w żywocie horsefana ten dzień właśnie nadszedł. 
Mili państwo! Ogłaszam wszech i wobec, że horsefan dzisiaj rano przeżył swoje...
*rytmiczne uderzenia bębnów*
*widownia wstrzymuje oddech*
...postrzyżyny! Co prawda o siedem lat za późno, ale kogo to obchodzi...

A tak na serio, to błagam was - nigdy nie chodźcie do fryzjera, który pracuje w salonie kosmetycznym. To naprawdę ZUY pomysł. U mnie skończył się osłabieniem włosów, a w ciągu ostatnich 3-4 miesięcy straciłam ok. 3/4 moich grubych włosów:(

  * * *

No, to chyba wszystko, czym chciałam dzisiaj zaśmiecić internet  co chciałam Wam dzisiaj przekazać.

Przede wszystkim życzę Wam wesołych, radosnych świąt spędzonych w rodzinnym gronie a nie przez kompem i szczęśliwego Nowego Roku!

horsefan:-) 

P.S. do ludzi, którzy obejrzeli epizod 7 - Czy jestem jedyną osobą, której się podoba Kylo Ren? (pytanie głównie do pań)

Szóstka Wron.