środa, 27 kwietnia 2016

Opowiadanko #4

„Ten śledź w kapturze pana Błazenki to był zły pomysł. Bardzo, bardzo zły” – powtarzałam sobie w myślach, idąc na wieczorną wartę na zewnątrz, dokładniej to w kierunku smoczej jaskini.
Co ja w  ogóle myślałam, kiedy przyszło mi to do głowy? A może należałoby myśleć nie co, ale czy w ogóle miałam cokolwiek sensownego w mózgu?
Hm, chyba wychodzi jednak na to, że nie. Trudno, jak to mówiła babcia Esterka. Każdy okres w życiu człowieka (lub wiedźmy, w moim przypadku) rządzi się swoimi prawami. Okres dojrzewania również.
Z resztą, co ja mam się martwić? To nie mój pierwszy raz na warcie. Z Geraltem (tak, wiem – nazwaliśmy smoka na cześć tego legendarnego wiedźmina. Super, co?) jesteśmy za pan brat. W sumie, to mogłam trafić gorzej. Mogłam skończyć jak Bogdasz z trzeciej klasy, który za zaczarowanie kosiarki musiał czyścić toaletę. Bez użycia magii i żadnych narzędzi. I do tego gołymi rękoma. Brrr.
Kiedy wyszłam na zewnątrz, była już dziesiąta wieczór. Smocza jaskinia znajdowała się na samym wejściu do ogrodów. Geralt musiał ich strzec co noc, ponieważ nigdy nie wiadomo, kiedy jakiś złodziej by się włamał w celu kradzieży cennych roślin. Pojawienie się ucznia miałoby pozwolić mu na chwilę odpocząć, ponieważ w trakcie dnia również bywał zajęty. (Biedak służył jako królik doświadczalny dla uczniów, którzy za swoją specjalizację wybrali smokologię.)
- Co tam? – odezwałam się do gada, który akurat raczył wychylić łeb na zewnątrz swojej kryjówki.
- Oho, i kogo ja tu widzę! – uradował się smok. – Panienka Żywienka… który to już raz w tym miesiącu? Trzeci?
- Czwarty – przyznałam niechętnie. – Zapomniałeś już, jak przez przypadek podpaliłam gobelin na ścianie moją kulą ognia?
- To na lekcji kontroli żywiołów, jeśli się nie mylę? – Geralt uniósł lekko swoją „brew”.
Potaknęłam głową.
- No, to w takim razie czeka cię długa noc. – ziewnął głośno, co w jego smoczym przypadku wyglądało naprawdę spektakularnie. – Dobranoc, panienko Żywienko.
W chwili, kiedy usłyszałam pierwsze chrapnięcie Geralta, zaczęłam rozstawiać cały mój majdan, począwszy od ulubionego kocyka, a skończywszy na moich notatkach i czajniku z herbatą. Za parę dni miałam przystąpić do ważnego egzaminu, więc wolałam się teraz pouczyć, niż nic nie robić. 


Źródło

Kiedy akurat przeglądałam podręcznik od magii praktycznej, usłyszałam dziwny szmer. Z początku miałam trudności z określeniem, skąd pochodził, ponieważ wcześniej wypiłam własnoręcznie przyrządzony eliksir na wyczulenie zmysłów. Po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że ktoś (lub coś) może się zbliżać od strony szkoły. Może to był któryś z nauczycieli? Z doświadczenia wiedziałam, że o każdej porze dnia i nocy można było tu spotkać któregoś z alchemików.
„…a co jeśli to nie alchemik?” – moja intuicja, jak zwykle, odezwała się w najmniej oczekiwanym momencie.
Postanowiłam jej posłuchać, więc na wszelki wypadek przygotowałam sobie moją laskę magiczną do obrony.  
Przez jakiś czas nic się nie działo. Nadal się uczyłam, a Geralt smacznie sobie spał, mieniąc się w blasku księżyca.
„Może to tylko mi się wydawało?” – pomyślałam. – „Skoro smok niczego nie usłyszał… a przecież smoki mają bardzo dobry słuch…”
Niespodziewanie poczułam, jak coś unosi mnie do góry. Nim się obejrzałam, leżałam pod ścianą jaskini. Bolały mnie głównie plecy i kark, tak mocno, że przez chwilę się bałam, że jakaś kość się we mnie złamała. Gdy jednak wstałam, zrozumiałam, że jeszcze jestem w jednym, solidnym kawałku.
Następnie przyjrzałam się okolicy. Już pomijam to, że moje notatki i podręczniki totalnie się rozleciały, a herbata wylała się na trawę. W okolicy dało się czuć czyjąś obecność, ale nie mogłam dokładnie określić, gdzie ów delikwent się znajdował. Dziwne... zanim zostałam rzucona o ścianę, niczego takiego nie czułam.
- Geralt – syknęłam do smoka. – Geralt! Wstawaj! Alarm!
By go jeszcze bardziej rozbudzić, pociągnęłam za jego nozdrza, wiedząc, jak bardzo tego nie znosił.
Nic. Zero reakcji.
W tamtej chwili wyczułam pewien dziwny zapach unoszący się wokół smoka. Wysiliłam swoje szare komórki i doszłam do wniosku, że to środek nasenny.
„Oczywiście, głupia babo.” – skarciłam się. – „Przecież on choruje na bezsenność, zapomniałaś?”
A więc z tajemniczym Ktosiem musiałam poradzić sobie sama.
Długo czekać nie musiałam. Od razu coś przemknęło mi przed nosem z dużą prędkością, wysyłając do tego atak. Wcześniej zdołałam obudować wokół siebie magiczną tarczę, więc bez trudu się obroniłam.
Skup  się… on tu gdzieś na pewno jest…
…on tu gdzieś…
…na pewno…
- Au! – wrzasnęłam. Ból głowy zaczął się rozpływać po całym ciele. Obraz przed oczami zaczął się zamazywać.
- Nie… uda ci… się – wymamrotałam, a potem wszystko stało się czarne. 

*

- …myśli pan, że wyzdrowieje?
- Powinna. Jest wystarczająco silna.
- …a może jednak umarła?
- Bogdasz! Przestań pleść głupstwa!
- Co… co się stało? – wymamrotałam tak niewyraźnie, że ledwie poznałam własny głos. Światło lampy okropnie raziło mnie w oczy.
- Żyje! – rozpoznałam głos mojej współlokatorki,Velleny. - Widzisz, Bogdasz, wygrałam zakład! Dawaj moje 50 renów!
- Panno Allderburn, proszę o ciszę.
To był pan Błazenka, ten sam, któremu wsadziłam śledzia do kaptura od szaty. Siedział na krześle po prawej… mojego łóżka.
Chwila, jak ja tu się znalazłam?! Zaczęłam się gorączkowo rozglądać po sali…
…szpital. Trafiłam do szkolnego szpitala. Po prostu bomba.
- Wyjdźcie. Muszę uzgodnić pewną sprawę z panną Vressin.
Wśród tłumu uczniów dało się słyszeć pomruki niezadowolenia. Kilka sekund później w pomieszczeniu byłam tylko ja i mój brodaty nauczyciel od nauk przyrodniczych.
- Ktoś włamał się do ogrodów… i zerwał jeden z naszych najcenniejszych kwiatów. Ta roślina kwitnie raz na dziesięć lat, dlatego jest taka cenna…
- I co? Zawaliłam?
- Drogie dziecko – pan Błazenka popatrzył mi głęboko w oczy. – To nie jest kwestia tego, czy zawaliłaś czy nie zawaliłaś, to nie twoja wina, wiemy, że Geralt zasnął i nie mógł ci pomóc.
- O co w takim razie chodzi?
- O to, że ktoś teraz musi odzyskać ten kwiat. Razem z radą pedagogiczną stwierdziliśmy, że najlepiej będzie, jeśli na poszukiwanie wyruszy piątka naszych najbardziej uzdolnionych i doświadczonych uczniów…
Przełknęłam ślinę. Zdecydowanie nie podobało mi się to, co mówił mój wykładowca.
- …i pierwszą wybraną osobą do tej drużyny jesteś ty.

* * *

 No, czas na kolejne opowiadanie na Kreatywne Spojrzenie
Tym razem moją inspiracją była seria o wiedźmie Wolsze Rednej autorstwa jakże często wspominanej Olgi Gromyko oraz po części była to również  nasza rodzima wiedźmińska saga. 
Mam nadzieję, że kolejne pseudodzieło mojego autorstwa przypadnie Wam do gustu. Tym razem udało mi się nawet znaleźć do niej jakąś ilustrację (jej autorem jest hiszpański artysta Luis Royo).
Aha, i nie pytajcie mnie, skąd wziął się u mnie pomysł na tak dziwne nazwisko dla bohaterki jak Żywia* Vressin. Po prostu miałam taki pomysł i już:P

* najprawdopodobniej imię słowiańskiego bóstwa życia. 

Pozdrawiam 

horsefan

PS Już jakiś czas temu ruszył u mnie pewien szkolny projekt, a mianowicie jest to blog krytycznoliteracki, na który ja i moje koleżanki z fakultetu wstawiamy nasze recenzje książek. 
Link: http://makulaturab.blogspot.com/

wtorek, 19 kwietnia 2016

Najpiękniejszy dzień w życiu horsefana, czyli Wedding Book Tag

Hej... Ludziki
(W sumie Olsikowa tak nazywa swoich widzów, więc czemu horsefan ma tak nie nazywać swoich czytelników?)

Już jakiś czas temu podpatrzyłam u Tutti tzw. Wedding Book Tag (nie wiem, kto dokładnie to zapoczątkował, więc nie pytajcie się mnie). Niedługo później moja koleżanka, zarówno w blogosferze i w prawdziwym życiu, Pola, zrobiła go również u siebie.
A teraz, drodzy widzowie, nadszedł czas na horsefana!

Hm, chyba jest jakaś nadzieja na to, że za trzydzieści lat nie będę wyglądać w ten sposób:

Źródło
...i nie będę musiała zamieszkać na jakimś pustkowiu na Kaukazie i dziergać swetry. Ewentualnie zajmować się uprawą arbuzów. Oh yes.

UWAGA
Niniejszy materiał, który znajduje się poniżej, może zawierać pewne spoilery. 
Czytasz na własną odpowiedzialność. 

A teraz... losowanie czas zacząć!

1. Osoba, która pomoże Ci wybrać suknię ślubną (kobieta) 

Okej. Wylosowałam Gwendolyn Shepherd z Trylogii Czasu. Gwen jest podróżniczką w czasie, więc pewnie ma szafę pełną strojów z różnych epok. Gdybym tak pokazała się w kiecce w stylu rokoko... cóż, pewnie bym zemdlała z gorąca i z samego faktu, że mam na sobie gorset, ale wyglądałabym fenomenalnie. A poza tym mój pan młody miałby szansę się wykazać. 
Nie jest tak źle.

2. Osoba, która urządzi Twój wieczór panieński (kobieta)  

Łohoho! Zaczyna się robić interesująco. 
Wylosowałam Małgorzatę z Mistrza i Małgorzaty.
Kurczę. 
Co my będziemy robić? 
Ha! Już wiem! Wieczór z literaturą klasyczną! Będziemy czytać! Deklamować wiersze! 
I napiszemy własne, niepowtarzalne opowiadanie! 
*badabum tsss*

3. Osoba podprowadzająca Cię do ołtarza (mężczyzna) 

Nie. Nie. Nie. 
To nie może być to. 
Sage z Trylogii Władzy
Dlaczego?! Sage, miałeś być moim mężem, a nie odprowadzać mnie przed jego oblicze!
Nie... nie chcę dalej... 

4. Ksiądz (mężczyzna) 

Alec Lightwood z Darów Anioła
Alec, wierzę w Ciebie! Dasz radę! 
Magnus też w Ciebie wierzy, siedzi i patrzy w pierwszej ławce! 

5. Szczęściara, czyli ta, która złapie welon (kobieta) 

Hm. Hm. Hm. 
Triss Merigold? Ty tutaj?  
W sumie to... cóż za niespodzianka! A więc - bierz kochana! 
I przestań wreszcie podkradać Geralta Yennefer, okej? 
No. Widzę, że doszłyśmy do porozumienia. 

6. Osoba, która wygłosi przemówienie (mężczyzna)

Panie i Panowie! 
Półbogowie i Śmiertelnicy! 
Oto dla państwa wystąpi: 
Percy Jackson! 
Nie no, chłopie, gratuluję ci z całego serca, naprawdę.
Co prawda, nie przypominam sobie, żebyś był dobrym mówcą, ale niech już będzie. 

7. Osoba, która zajmie się muzyką (mężczyzna) 

Nie no... wylosowałam nieboszczyka. 
Przed państwem kolejna postać z Mistrza i Małgorzaty - Michał Aleksandrowicz Berlioz! 
Cóż, drogi Michale Aleksandrowiczu, nie wiem, czy podołasz temu zadaniu, ponieważ: 
a) jesteś, no, tak jakby... trupem. Tak na marginesie... bolało, kiedy urywało ci głowę? 
b) ty chyba jesteś bardziej typem poety niż muzyka, mam rację? 
Mimo to, wierzę, że podołasz temu trudnemu zadaniu. 
Liczę na pana, panie Berlioz. 

8. Król parkietu (mężczyzna) 

Kto nie czytał piątej części cyklu Baśniobór, nie ma prawa wiedzieć, kim jest Paprot. 
A kto czytał, ten wie. 
Cóż, Paprot w roli Króla Parkietu zapowiada się całkiem ciekawie... 

9. Osoba, która wypije za dużo i wyląduje pijana pod stołem (mężczyzna) 

Mistrz Dannyl z Trylogii Czarnego Maga. Z czego, co wiem, to Mistrz Dannyl cenił sobie dobre alkohole, ale żeby od razu lądować pijany pod stołem... 
...cóż - wszystko jest możliwe. 

10. Mąż (mężczyzna) 

Wow! 
Mili państwo, oficjalnie mogę ogłosić, że moim mężem zostaje...
...szczur. 
Ale za to nie byle jaki szczur. To bogaty szczur. 
A w dodatku to szczurem on tak naprawdę nie jest. Tylko został nim... na czas nieokreślony, powiedzmy. 
A jest nim: Alk Haskil z trylogii Rok Szczura autorstwa Białorusinki Olgi Gromyko! 
Będziemy mieli mieli piękne stadko malutkich szczurzątek, a kiedy ich tata wreszcie wróci do ludzkiej to zamieszkamy w pięknej Sawrii! 

Źródło
(Mój przyszły małżonek to ten białowłosy po prawej, tak dla czytelnika wiadomości.)

Nasze dzieci będą takie urocze... (źródło: WeHeartIt) 


I tym oto optymistycznym akcentem kończę dzisiejszy post. 
Żegnam państwa. 
horsefan















piątek, 15 kwietnia 2016

Komunizm, walka o wolność, Żołnierze Wyklęci - czyli parę słów o "Historii Roja"

Okej, okej.

Zacznijmy od tego, że od dawna chciałam napisać ten post, ale przez szkołę ciągle nie udawało mi się tego zrobić. Ale już dziś, drodzy państwo poznacie moją opinię na temat... *rytmiczne uderzenia bębnów*
...filmu Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać.
Kurczę, jak dawno nie zrecenzowałam żadnego filmu! Ostatnim razem było Miasto '44, kto czytał recenzję, to wie, że szczególną fanką tej produkcji nie jestem, a tak dokładniej to z chęcią bym twórcy zrobiła... no właśnie, co? Hm, na pewno byłoby to coś takiego, po czym Janowi Komasie odechciałoby się kręcić filmy, bo Miasto '44 to... nie. Szkoda słów. Po prostu szkoda, i tyle.

* * *

I teraz, jak na ironię, znów wzięłam na warsztat film o tematyce związanej z patriotyzmem i walką o niepodległość.
Szczerze mówiąc, nie miałam żadnych oczekiwań wobec tego filmu. Przed jego obejrzeniem zajrzałam do jednej, może dwóch recenzji. Ale i tak przed ostatecznym pójściem na seans, o wszystkim, co w nich było napisane, zdążyłam  zapomnieć...

Źródło

Sala kinowa. Prawie pusta. Gdzieś dalej siedzi moja nauczycielka od plastyki, którą spotkałam przed wejściem. Obok mnie - moja mama. Cisza. No, prawie. Powiedzmy, że cisza się zaczęła wraz z końcem reklam.
W końcu film się zaczyna.
I przez całe dwie i pół godziny siedziałam wmurowana w fotel i kilka godzin po seansie próbowałam uporządkować sprzeczne uczucia. To, co teraz piszę, jest także próbą ich uporządkowania.

Film opowiada historię, jak wynika z tytułu, Mieczysława Dziemieszkiewicza "Roja", żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych, urodzonego i walczącego na Mazowszu. Znana mi historia jego życia potwierdza to, że "Rój" był niezłomnym żołnierzem walczącym o niepodległą Polskę. Bohaterem. Niewielu Polaków zasługuje na to określenie bardziej niż on.
Czy autorzy filmu udźwignęli brzemię jego bohaterstwa? O kimś takim, jak "Rój" trzeba opowiadać subtelnie. Bez patosu, ale i niezwyczajnie, oddając cześć wszystkiemu, czym był i w co wierzył, ale bez zbędnej wzniosłości. Tak jak głęboko uważam, że "Rój" zasługuje na pięknie opowiedzianą historię, to niestety ten film jeszcze nią nie jest, choć w sumie dobrze, że powstał.

Kilka szczegółów:

Aktorzy i grane przez nich postacie

a)  Jeśli chodzi o aktora odtwarzającego tytułowego Roja, to tutaj jestem zawiedziona. Zdecydowanie nie był w stanie udźwignąć roli, miało być świetnie, a wyszło jak zawsze. Czyli po prostu nijako; płasko, beznamiętnie, jakoś tak sztubacko - bez wiary, bez pasji... Brakowało mi tego ognia, który musiał mieć "Rój". Nie można walczyć i umierać dla idei, której ślubowało się wierność bez wiary przenoszącej góry. Krzysztofowi Zalewskiemu-Brejdygantowi brakowało i ognia, i wiary, i idei.
b) W żadnym wypadku nie można tego powiedzieć o filmowym adwersarzu "Roja" - Wyszomirskim. W życiu Mieczysława Dziemieszkiewicza trudno szukać takiej postaci, zapewne zatem reżyser wymyślił ją w celu spersonifikowania przeciwnika "Roja". I rzeczywiście - Wyszomirski to zło wcielone i świnia skończona (bez urazy dla świń). Można było różnie zagrać tę postać. Piotr Nowak nie zostawił miejsca na półcienie. Jego Wyszomirski jest jednoznacznie zły. Nawet sowiecki oficer wódki by z nim nie wypił. O przyzwoitych ludziach nie wspominając - ci nawet nie chcieliby oddychać powietrzem tym samym, co on. A jednak od kreacji Piotra Nowaka wzroku oderwać nie można i to on dużo bardziej aniżeli Zalewski-Brejdygant przyciąga uwagę widza. Jest krwisty, spocony, a jak gra pijanego, to aż się czuje wódkę.
Może rzeczywiście łatwiej jest zagrać czarny charakter? Chyba jednak nie, tym bardziej, że Piotr Nowak swoją postać również sprowadził do jednego wymiaru. Kata pozbawionego sumienia. 
Dodatkowo tezie tej zaprzecza rola Jerzego Światłonia.
c) Chorąży Józef Kozłowski ps. "Las" to postać pozytywna, a jednocześnie świetnie zagrana. Światłoń umiejętnie pokazał, jak w świadomości Kozłowskiego konfrontują się wszystkie idee niepodległej Polski, którym przysięgał wierność z miłością, troską i strachem o najbliższych: o żonę, dzieci, przyjaciół. Jemu wybór idei nie przychodzi łatwo, ale tylko takiego wyboru dokonuje i płaci za niego najwyższą cenę. Jest to na pewno postać niejednoznaczna, "Las" upada na kolana i wstaje, upada i walczy.


Reszta, czyli...

W kwestiach technicznych montaż wypada słabo. Opowiadanej historii brakuje: dynamiki, spójności, fabuła momentami się rwie. Momentami można odnieść wrażenie, że reżyser składa w jakiejś sekwencji mniej lub bardziej przypadkowej niekoniecznie dobrze powiązane ze sobą sceny.          
Mam też wrażenie, że reżyser nie mógł się zdecydować na stylistykę swojej opowieści, bo czym miał być ten film? Filmem akcji? Biografią? Filmem społecznie zaangażowanym? Na te pytania reżyser Jerzy Zalewski powinien był odpowiedzieć przed pierwszym klapsem: "akcja".  Tymczasem odnosi się wrażenie, że albo nie zadał tego pytania w ogóle albo zadawał je sobie przed każdą kręconą sceną i za każdym inaczej na nie odpowiadał. Efekt widać na ekranach. Stylistyczny chaos. \
Ścieżki dźwiękowej nie pamiętam, ale to może oznaczać, że raczej filmowi pomagała, zamiast odwrotnie.

Podsumowując

Pomimo tego, że napisałam tyle krytycznych słów na temat filmu Jerzego Zalewskiego, to mimo wszystko uważam, że bardzo dobrze, że powstał i że jeśli tylko możecie, to koniecznie obejrzyjcie ten film. Być może wtedy - bez względu na to, z jakiego powodu: czy to dlatego, że film się wam spodoba lub tak bardzo nie spodoba - sięgniecie do innych źródeł wiedzy o Mieczysławie Dziemieszkiewiczu i innych Żołnierzach Wyklętych.
Bo pamięć o nich jesteśmy przecież im winni.

Obejrzyjcie zatem ten film.

sobota, 9 kwietnia 2016

A co, gdyby wszystkie bajkowe postaci chodziły do szkoły?

Witam, witam, witam.
 (W sumie, to nie wiem, czemu witam się trzy razy, ale niech już będzie.)
Trochę mnie tu nie było, co? Cóż, na tzw. okres przedmajówkowy przypadają u mnie w szkole terminy zaliczania i poprawek wszelkiej maści, więc mam lekkie opóźnienie.

No, ale żeby  nie marnować (właśnie czego? czasu? no nie wiem, może miejsca...), przejdźmy do tematu posta.
Wszyscy w dzieciństwie czytaliśmy/słyszeliśmy jakieś bajki. Kto z nas nie marzył być herosem, ratować świat, przeżywać przygody lub - jak wiele nieporadnych osobników płci pięknej - być uratowaną przez księcia? Niestety lub stety, wszyscy pewnie również prędzej czy później zetknęliśmy się z szarą rzeczywistością i szybko zapomnieć o marzeniach z dzieciństwa.

A co gdyby... jednak wasze marzenie się spełniło? 

Taką historię przedstawia właśnie książka Somana Chainaniego pt.: Akademia Dobra i Zła.


Z położonego w bezkresnej puszczy miasteczka Gawalon co roku znika dwójka dzieci. Pogłoska głosi, że
dwójka trafia do niezwykłej Akademii Dobra i Zła, w której dzieci uczą się jak być bohaterami lub złoczyńcami...
Główne bohaterki, Sofia i Agata, pomimo, że są zupełnie różne, są najlepszymi przyjaciółkami. Sofia od małej marzy, żeby zostać księżniczką i spotkać księcia z bajki, Agata zaś ze swoimi dziwactwami i nienawiścią do otoczenia byłaby idealnym materiałem na wiedźmę.
Jednak w dniu, kiedy po raz kolejny od dwustu lat tajemniczy Dyrektor Akademii porywa dziewczynki, dochodzi do pomyłki. Sofia ląduje wśród wiedźm, wilkołaków i złych czarowników, a Agata nagle jest zmuszona stosować się do zasad etykiety i nosić różową sukienkę. Bohaterki od razu podejmują się działania mające na celu naprawę pomyłki Dyrektora...
...pomyłki? A może to wszystko ma na celu pokazać, jakie w rzeczywistości są Sofia i Agata?

Pomysł na historię może wydawać się banalny, a w dodatku nie do końca oryginalny - zakładam, że nie bez powodu książka pana Chainaniego jest polecana fankom Rywalek (których co prawda nie przeczytałam, ale od osób o guście literackim podobnym do mojego słyszałam, że raczej by mi się to nie spodobało).
Dlaczego więc sięgnęłam po tę książkę? Nie licząc tego, że przeleżała u mnie z rok...  Jak już wspominałam, uwielbiam baśnie, a rzekoma bajkowość książki przywodziła mi na myśl ukochany Baśniobór.


Kiedy ostatecznie wzięłam się za lekturę, pojawiła się u mnie również łezka w oku, ponieważ poczucie humoru autora przypomniało mi stare, dobre czasy, kiedy czytywałam serię o Percy'm Jacksonie.
Ogółem, po tekście widać, że pan Chainani odwalił kawał dobrej roboty. Czytając w ogóle się nie nudziłam, zawsze coś się działo.
Co więcej, spodobała mi się kreacja postaci - każdy jest inny, a już na pewno Sofia i Agata. Aga - z początku typ emo racjonalistki (o ile można tak powiedzieć), a Sofia to zdecydowanie jest zadufaną w sobie, uwielbiającą się stroić i malować panienką. Tak się akurat złożyło, że kiedy czytałam tę książkę, od czasu do czasu zaglądałam również do innej, tym razem o psychologii - Biegnącej z wilkami. Miało to w jakiś sposób wpływ na to, jak odebrałam Akademię..., gdyż przeczytałam rozdział o dwoistości kobiecej natury i wtedy przyszła mi do głowy pewna myśl. Dlaczego właściwie Sofia i Agata tak bardzo nie chcą ze sobą rozstawać? A właściwie, to która jest tą Dobrą, a która tą Złą?

Po jakimś czasie stwierdziłam, że autor, mniej lub bardziej świadomie, pokazał dwoistość dobra i zła. Jedno bez drugiego nie ma sensu, a taka jest właśnie jest relacja pomiędzy głównymi bohaterkami, które pomimo różnic - nie mogą bez siebie żyć.

A świat? Jest w końcu taki "zgapiony" czy jednak jest taki jeden jedyny w swoim rodzaju?
Cóż, w tej chwili horsefan może wam powiedzieć, że ma ogromny podziw dla wyobraźni autora.Niby pomysł magicznej szkoły znamy od dawna, ale Soman Chainani postarał się, żeby od razu po przeczytaniu książki czytelnik nie myślał tylko i wyłącznie o Hogwarcie z serii o Harry'm Potterze.

Co jeszcze mogę z siebie na ten temat "wycisnąć"?
Hm, na końcu zawsze wspominam coś o wadach... czy ta książka w ogóle jakieś ma? Niech no pomyślę...
Może ujmę to tak: nie jest to lektura, która każdemu może przypaść do gustu. Teoretycznie jest to książka dla dzieci, ale pewien podtekst na stronie-nie-pamiętam-której ostatecznie utwierdził mnie w przekonaniu, że mam do czynienia z młodzieżówką. Po drugie - jeśli lubisz czytać o wielkich heroinach i wkurzają cię typowe plastikowe panienki, to wątpię, czy polubisz Sofię. W sumie, to ja też nie przepadam za tego typu postaciami, dodatkowo ugodziło mnie w serce to, że jest ona moją imienniczką i ma taki sam kolor włosów i oczu co ja. Ale wiecie co? Postanowiłam zdystansować się nieco do pewnych jej zachowań (czytaj: tych głupszych i bezsensownych), niektóre można nawet uznać za zabawne:)

Podsumowując, Akademia Dobra i Zła jest całkiem niezłą lekturą na parę wieczorów, więc jeśli chcecie przeczytać ciekawego, w miarę oryginalnego i przy okazji się pośmiać, to gorąco polecam Wam tę książkę. A w szczególności radzę ją przeczytać fankom (ale fani też mogą, jak chcą) Ricka Riordana:)

Pozdrawiam

horsefan  

PS Wszystkie zdjęcia, z wyjątkiem okładki, pochodzą z WeHeartIt. 

Szóstka Wron.