piątek, 15 kwietnia 2016

Komunizm, walka o wolność, Żołnierze Wyklęci - czyli parę słów o "Historii Roja"

Okej, okej.

Zacznijmy od tego, że od dawna chciałam napisać ten post, ale przez szkołę ciągle nie udawało mi się tego zrobić. Ale już dziś, drodzy państwo poznacie moją opinię na temat... *rytmiczne uderzenia bębnów*
...filmu Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać.
Kurczę, jak dawno nie zrecenzowałam żadnego filmu! Ostatnim razem było Miasto '44, kto czytał recenzję, to wie, że szczególną fanką tej produkcji nie jestem, a tak dokładniej to z chęcią bym twórcy zrobiła... no właśnie, co? Hm, na pewno byłoby to coś takiego, po czym Janowi Komasie odechciałoby się kręcić filmy, bo Miasto '44 to... nie. Szkoda słów. Po prostu szkoda, i tyle.

* * *

I teraz, jak na ironię, znów wzięłam na warsztat film o tematyce związanej z patriotyzmem i walką o niepodległość.
Szczerze mówiąc, nie miałam żadnych oczekiwań wobec tego filmu. Przed jego obejrzeniem zajrzałam do jednej, może dwóch recenzji. Ale i tak przed ostatecznym pójściem na seans, o wszystkim, co w nich było napisane, zdążyłam  zapomnieć...

Źródło

Sala kinowa. Prawie pusta. Gdzieś dalej siedzi moja nauczycielka od plastyki, którą spotkałam przed wejściem. Obok mnie - moja mama. Cisza. No, prawie. Powiedzmy, że cisza się zaczęła wraz z końcem reklam.
W końcu film się zaczyna.
I przez całe dwie i pół godziny siedziałam wmurowana w fotel i kilka godzin po seansie próbowałam uporządkować sprzeczne uczucia. To, co teraz piszę, jest także próbą ich uporządkowania.

Film opowiada historię, jak wynika z tytułu, Mieczysława Dziemieszkiewicza "Roja", żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych, urodzonego i walczącego na Mazowszu. Znana mi historia jego życia potwierdza to, że "Rój" był niezłomnym żołnierzem walczącym o niepodległą Polskę. Bohaterem. Niewielu Polaków zasługuje na to określenie bardziej niż on.
Czy autorzy filmu udźwignęli brzemię jego bohaterstwa? O kimś takim, jak "Rój" trzeba opowiadać subtelnie. Bez patosu, ale i niezwyczajnie, oddając cześć wszystkiemu, czym był i w co wierzył, ale bez zbędnej wzniosłości. Tak jak głęboko uważam, że "Rój" zasługuje na pięknie opowiedzianą historię, to niestety ten film jeszcze nią nie jest, choć w sumie dobrze, że powstał.

Kilka szczegółów:

Aktorzy i grane przez nich postacie

a)  Jeśli chodzi o aktora odtwarzającego tytułowego Roja, to tutaj jestem zawiedziona. Zdecydowanie nie był w stanie udźwignąć roli, miało być świetnie, a wyszło jak zawsze. Czyli po prostu nijako; płasko, beznamiętnie, jakoś tak sztubacko - bez wiary, bez pasji... Brakowało mi tego ognia, który musiał mieć "Rój". Nie można walczyć i umierać dla idei, której ślubowało się wierność bez wiary przenoszącej góry. Krzysztofowi Zalewskiemu-Brejdygantowi brakowało i ognia, i wiary, i idei.
b) W żadnym wypadku nie można tego powiedzieć o filmowym adwersarzu "Roja" - Wyszomirskim. W życiu Mieczysława Dziemieszkiewicza trudno szukać takiej postaci, zapewne zatem reżyser wymyślił ją w celu spersonifikowania przeciwnika "Roja". I rzeczywiście - Wyszomirski to zło wcielone i świnia skończona (bez urazy dla świń). Można było różnie zagrać tę postać. Piotr Nowak nie zostawił miejsca na półcienie. Jego Wyszomirski jest jednoznacznie zły. Nawet sowiecki oficer wódki by z nim nie wypił. O przyzwoitych ludziach nie wspominając - ci nawet nie chcieliby oddychać powietrzem tym samym, co on. A jednak od kreacji Piotra Nowaka wzroku oderwać nie można i to on dużo bardziej aniżeli Zalewski-Brejdygant przyciąga uwagę widza. Jest krwisty, spocony, a jak gra pijanego, to aż się czuje wódkę.
Może rzeczywiście łatwiej jest zagrać czarny charakter? Chyba jednak nie, tym bardziej, że Piotr Nowak swoją postać również sprowadził do jednego wymiaru. Kata pozbawionego sumienia. 
Dodatkowo tezie tej zaprzecza rola Jerzego Światłonia.
c) Chorąży Józef Kozłowski ps. "Las" to postać pozytywna, a jednocześnie świetnie zagrana. Światłoń umiejętnie pokazał, jak w świadomości Kozłowskiego konfrontują się wszystkie idee niepodległej Polski, którym przysięgał wierność z miłością, troską i strachem o najbliższych: o żonę, dzieci, przyjaciół. Jemu wybór idei nie przychodzi łatwo, ale tylko takiego wyboru dokonuje i płaci za niego najwyższą cenę. Jest to na pewno postać niejednoznaczna, "Las" upada na kolana i wstaje, upada i walczy.


Reszta, czyli...

W kwestiach technicznych montaż wypada słabo. Opowiadanej historii brakuje: dynamiki, spójności, fabuła momentami się rwie. Momentami można odnieść wrażenie, że reżyser składa w jakiejś sekwencji mniej lub bardziej przypadkowej niekoniecznie dobrze powiązane ze sobą sceny.          
Mam też wrażenie, że reżyser nie mógł się zdecydować na stylistykę swojej opowieści, bo czym miał być ten film? Filmem akcji? Biografią? Filmem społecznie zaangażowanym? Na te pytania reżyser Jerzy Zalewski powinien był odpowiedzieć przed pierwszym klapsem: "akcja".  Tymczasem odnosi się wrażenie, że albo nie zadał tego pytania w ogóle albo zadawał je sobie przed każdą kręconą sceną i za każdym inaczej na nie odpowiadał. Efekt widać na ekranach. Stylistyczny chaos. \
Ścieżki dźwiękowej nie pamiętam, ale to może oznaczać, że raczej filmowi pomagała, zamiast odwrotnie.

Podsumowując

Pomimo tego, że napisałam tyle krytycznych słów na temat filmu Jerzego Zalewskiego, to mimo wszystko uważam, że bardzo dobrze, że powstał i że jeśli tylko możecie, to koniecznie obejrzyjcie ten film. Być może wtedy - bez względu na to, z jakiego powodu: czy to dlatego, że film się wam spodoba lub tak bardzo nie spodoba - sięgniecie do innych źródeł wiedzy o Mieczysławie Dziemieszkiewiczu i innych Żołnierzach Wyklętych.
Bo pamięć o nich jesteśmy przecież im winni.

Obejrzyjcie zatem ten film.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szóstka Wron.