poniedziałek, 28 listopada 2016

Chyba jednak zostanę Wiedźmą...

Wiecie co?
Ostatnio naszła mnie pewna dziwna myśl...
Ale lepiej zacznę od początku: od dłuższego czasu moim najdroższym marzeniem jest zostanie dyplomatą, lecz pod wpływem pewnej, hm, literatury, wpadłam na z goła odmienny pomysł... Po prostu, pewnego dnia wstałam i zapytałam się:

A co gdyby tak zostać... wiedźmą?

Potem przyszła kolej na inne pytanie: A jeśli już mam być tą wiedźmą, to jaką konkretnie? No bo obecna kultura i popkultura dają nam tyle możliwości...
...dziś pozwolę sobie rozważyć kilka "typów" wiedźm do wyboru i być może wybrać ten najlepszy...

A więc, do dzieła!

 * * *

Najlepiej zacząć od tego znanego - a jakże - klasyka!
Dobrze, a więc zastanówmy się, jak to by było być wiedźmą w wersji szanownego Michaiła Bułhakowa...
Cóż, tutaj byłoby mi najbliżej do wiedźmy klasycznej, słowiańskiej - takiej, co lata na miotle (ewentualnie w moździerzu, jak Baba Jaga) i czaruje nad kotłem. Hm... fajnie by było latać tak nad miastem i mieć wszystkich gdzieś, a jak ktoś mi się naprzykrzy, to zmieniać go w ropuchę - od dziecka o tym marzę! Lecz z drugiej strony nie jestem do końca przekonana, co by było, gdyby bycie taką wiedźmą mi mi się nagle znudziło... 

Źródło

 ...u naszej rodzimej wiedźmińskiej sagi sprawa wygląda nieco inaczej. Najpierw ktoś w ogóle musiałby zauważyć u mnie talent magiczny, ewentualnie moja rodzina musiałaby chcieć się mnie pozbyć ze względu na brak kandydatów do mojej ręki, albo jedno i drugie na raz. Później musiałabym przejść cały szereg mutacji i przemian w związku z moją urodą, bo czarodziejce nie wypada być brzydką (jeeej! Koniec z bliznami po trądziku i krzywymi nogami!). A jeszcze później przebrnąć przez te wszystkie lekcje i egzaminy w Aretuzie... kurde, nie wiem, czy dałabym sobie z tym radę, ale jakbym się zaparła to może... kto wie...
No i te długie lata życia i wyglądania na dwadzieścia kilka lat! Te podróże oraz intrygi! Nie no, proszę państwa, moje klimaty. W sumie to lata ciężkiej edukacji w Aretuzie i zakuwanie do egzaminów są tego warte!
Istnieje też i druga opcja - można by zostać wiedźminką, ale do tego potrzeba nie lata siły i zaparcia, no i jeszcze trzeba przetrwać te wszystkie mutacje, faszerowanie eliksirami... eh, chyba lepiej zostałabym absolwentką Aretuzy z medalionem Wilka na szyi.

Źródło

Teraz przyszedł czas na Wiedźmowatość nad Wiedźmowatościami! Proszę państwa, przed Wami - Wolha Redna! Brawa! *widownia wiwatuje w tle*
Eh, w tym przypadku znów musiałabym trafić (niestety) do szkoły dla magów, ale za to mogłabym nieco poprzebierać w specjalizacjach: zielarka, mag-praktyk, wyrocznia... co tam jeszcze się znajdzie!
Po ukończeniu szkoły w Starminie, mogłabym sobie pozwiedzać kawałek świata... pojechać do Dogewy, Jesionowego Grodu... gdzie tylko się zapragnie.
Eh, i te wszystkie przygody z podróży! Szykowałby się kolejny horsefanowski reportażyk!



Źródło
Okej... o tych tutaj wyżej wymienionych pozycjach nigdy przedtem nie pisałam, więc może - tak na dobry początek - wypadałoby co nieco Wam przytoczyć. Otóż, powieść autorstwa jakże zacnej rosyjskiej pisarki Kiry Izmajłowej dzieje się w Arastenie, królestwie tylko z pozoru jak każde inne. Nasza główna bohaterka, niezależny mag justycjariusz (co wprost uwielbia podkreślać przy każdej lepszej okazji) Flossia Naren na co dzień zajmuje się rozwiązywaniem przeróżnych zagadek kryminalnych na zlecenie przeróżnych osób, od ziemskich panów po władców całych krain. Jej usługi z pewnością nie należą do tanich, ale i tak wielu chce skorzystać z jej wybitnych umiejętności. Dodatkowo naszej pani detektyw, jak każdemu Sherlockowi, musi towarzyszyć jakiś dr Watson - w tym przypadku jest to porucznik Laurinne, szlachcic o, bądź co bądź, wątpliwym pochodzeniu, żółtodziób, który mdleje na widok zwłok, ale jednak jakieś przebłyski inteligencji to on miewa. Razem przychodzi im rozwiązać jedną z najważniejszych zagadek w historii królestwa...
...dobra, tyle póki co, musi wystarczyć.

Źródło
A teraz zastanówmy się. Od początku powieści urzekła mnie postać Flossi Naren. Właściwie, to nawet trudno mi powiedzieć, czemu tak się stało, ponieważ jest ona osobą zimną, wyrachowaną, czasem można wręcz powiedzieć, że okrutną (osoby, które czytały pewnie się domyślają, co mam na myśli)... jednak, gdy to sobie przemyślałam, to chyba największą zaletą Flossi jest jej inteligencja. To właśnie ta jej cecha sprawia, że powieść* chce się czytać więcej i więcej.
Hm, czy byłabym w stanie, tak jak panna Naren, rozwiązywać tyle trudnych zagadek, a przy tym zachować spokój?  Czy potrafiłabym, w obliczu zdrady, z zimną krwią pozbyć się jednej z najbliższych mi osób? Szczerze mówiąc, nie wiem.
Ale perspektywa wysokich zarobków może i byłaby tego warta... nie wiadomo ;P

*W oryginale historię panny Naren obejmuje jeden tom, jednak ze względu na swoje rozmiary, został on w polskim wydaniu rozbity na dwa.


Dobra, to już wszystkie pozycje, które chciałam rozważyć w dzisiejszym poście.
Teraz do mnie doszło, że wszystkie te książki zostały napisane przez autorów wywodzących się ze słowiańskich krajów... hm, coś w tym jest;) 
Dajcie znać, czy chcielibyście kontynuację tego posta.

A na ten moment, żegnam się z Państwem

horsefan

Szóstka Wron.