środa, 28 czerwca 2017

Mam coś ostatnio pecha do książek, czyli post o tym, jak nie powinno się pisać fantastycznych młodzieżówek

Z tytułu pewnie już się zdążyliście domyślić, o co chodzi. Mam pecha do książek, a dokładniej - do fantastycznych młodzieżówek.
To będzie recenzja. Dość ostra  recenzja, choć mam nadzieję, że nie zalicza się ona do hejtu.
Jak nie, to spoko. Jak tak... trudno.
Chciałabym tylko powiedzieć, tak jeszcze w ramach wstępu, że ten post nie ma na celu nikogo obrazić.
Po prostu chciałam bardzo dobitnie wyrazić swoją opinię i postaram się to zrobić najdelikatniej jak się da.
Aha, i jeszcze coś. Ten post będzie bardzo dłuuugi, choć żywię ukrytą nadzieję, że chociaż nielicznym uda się dobrnąć do jego końca.
Okej? To co? Zaczynamy?

* * *
Dzisiaj na warsztat biorę książkę bardzo, ale to bardzo popularną wśród młodzieży. O jej autorce (która, nota bene, była ostatnio na ustach wielu książkoholików z powodu innej swojej książki) mówi się, że jest nową królową Young Adult Fantasy, wychwala się ją za to, jak to niby pięknie pisze...
Kojarzycie już coś? 
Mowa o książce Cień i kość autorstwa amerykańskiej pisarki Leigh Bardugo. 

Źródło
Odkąd w zeszłym roku wydano w naszym zacnym kraju Szóstkę wron, nazwisko tej pani (w domyśle: L. Bardugo) nie dawało mi spokoju. Co chwila gdzieś słyszałam (tudzież czytałam): "Leigh Bardugo to, Leigh Bardugo tamto". 
Mój Rozum mi podpowiadał: "Zośka, przecież ty masz chyba z milion książek do nadrobienia, nie przeczytasz tego!". Jednak pomimo tego, moje Serce się rozradowało, kiedy wracając ze szkoły natknęłam się w księgarni na nowe wydanie pierwszego tomu Trylogii Grisza. Możecie się od razu domyślić, że je kupiłam i czym prędzej popędziłam do domku, szczęśliwa, że wreszcie się dowiem, o co wreszcie z tym całym hype'em na Leigh Bardugo chodzi. I przy okazji dowiem się jak dobra (lub jak zła) jest ta powieść...

Bo wiecie, o ile o już wspomnianej Szóstce… nasłuchałam się wiele dobrego, o tyle wiele złego słyszałam o  Trylogii Grisza.   

Jednak gdy dowiedziałam się, czym autorka inspirowała się pisząc tę trylogię, postanowiłam, że nie spocznę, dopóki nie przeczytam chociaż tego nieszczęsnego pierwszego tomu.

Akcja książki rozgrywa się w Ravce, państwie wzorowanym na carskiej Rosji.
Kraj od ponad stu lat jest przecięty przez pełną magicznych, niebezpiecznych stworzeń Fałdę, która z roku na rok rozrasta się, pożerając wszystko wokół. Aby handlować z sąsiadami, władca zdecydował wysyłać przez Fałdę tzw. Pierwszą Armię, złożoną głównie z sierot. Jedną z nich jest asystentka kartografa i zarazem nasza główna bohaterka, Alina Starkov. W dniu przeprawy przez Niemorze dziewczyna uwalnia w sobie moc, która odpędza atakujące statek Wilkry. Wydarzenie to wywraca jej życie do góry nogami. Ze swojego oddziału trafia do stolicy, Os Alty. Tam rozpoczyna się szkolenie Aliny na jedną z magów i członków krajowej elity zarazem – Griszów – pod okiem ich przywódcy, samego Darklinga…

Mapa świata Griszy / Autorka grafiki: Irene Koh / Źródło

Okej, tyle z fabuły. Uwierzcie mi, to wystarczy. 

Po lekturze mogę jednoznacznie stwierdzić, że pisarka wyraźnie dokonała jakiegoś research’u zanim wzięła się do pracy, jednak był on bardzo powierzchowny... hm, co tam powierzchowny, to za mało powiedziane. 
Research tutaj leży i kwiczy. I woła o pomstę do nieba. 

Będąc ciekawa, w jaki sposób pisarka stworzyła język ravczański, natknęłam się na informację, że nie poszła ona na kurs języka rosyjskiego, a zamiast tego posługiwała się drobnymi tłumaczeniami od poznanej przez Facebooka Mongołki.
Dlaczego? To właśnie mnie bardzo zastanawia, bo umówmy się - język rosyjski jest na tyle popularny, że większość szkół językowych ma go w ofercie, a Leigh Bardugo, z tego co wiem, nie mieszka w jakiejś wiosze na końcu świata (zapomnianej przez Boga i ludzi, oczywiście), tylko w Hollywood. Zakładam więc, że i tam może się znaleźć co najmniej jedna taka szkoła, w której można się tegoż rosyjskiego uczyć. Chyba się ze mną zgodzicie, co nie?

Choć autorka zastrzega się, że ravczański nie stanowi kalki języka rosyjskiego (z niewielkimi naleciałościami z mongolskiego), to pewne językowe sprawy najzwyczajniej w świecie nie dawały mi spokoju. 
Czasami wręcz wyprowadzały mnie z równowagi, bo odnosiłam wrażenie, że Leigh Bardugo po prostu nie chciało się poczytać na temat chociaż samych podstaw rosyjskiego, tylko bezmyślnie wpisywała do tekstu to, co przetłumaczyła jej internetowa znajoma.
Co prawda, Leigh Bardugo na swojej stronie zamieściła artykuł, wyjaśniający, dlaczego postąpiła w kilku przypadkach tak a nie inaczej (klik!), ale dla mnie to po prostu za mało, dlatego postanowiłam przekazać Wam pewne moje spostrzeżenia. 

Na pierwszy ogień weźmy sobie tytuł trylogii. Grisza? Skąd w ogóle wzięło się takie słowo?
Pisarka w swoim artykule napisała, że ten wyraz bardzo kojarzył jej się z gejszą (ang. geisha), a więc z czymś bardzo wschodnim, wręcz orientalnym.
Czym jednak jest ten wyraz w rzeczywistości? Otóż, moi drodzy, jest to zdrobnienie od rosyjskiej wersji naszego imienia Grzegorz (dla porównania angielska wersja to Gregory), czyli od Grigorija.
No i co z tego, Zośka?
- pewnie się ktoś by się mnie tak zapytał.
Żeby przedstawić Wam w czym problem, posłużę się (może trochę spolszczonym) przykładem. Otóż, z rosyjskiego punktu widzenia, ta seria tak naprawdę nazywa się Trylogia Grzesia. A właściwie to nawet nie Trylogia Grzesia, tylko Trylogia Grześ, ale to mniejsza z tym. Rozumiecie teraz, o co mi chodzi? Nie? To zaraz zrozumiecie.

Źródło

Inna rzecz również mnie bardzo zastanawia w tej książce, a mianowicie sposób w jaki autorka nazywa swoich bohaterów.
Na przykład, już od pierwszych stron denerwował mnie fakt, że Alina nazywa się Starkov. Dlaczego? Ano dlatego, że, gwoli ścisłości, powinna się nazywać Starkova.
Wielu fanów tej książki teraz by chętnie mi powiedziało: "Ale to jest Ravka, a nie Rosja, więc czego się czepiasz?".
Do nich mam takie oto pytanie: czy wyobrażacie sobie, że bohaterka żyjąca w świecie inspirowanym Polską nazywa się np. Kowalski, Malinowski albo, dajmy na to, Potocki? Żeby było mało, twórca uważa, wręcz upiera się, że to nic takiego, ba, że to w pełni poprawny sposób nadawania nazwiska. Dlaczego? Ponieważ on/ona wymyślił specjalny język, w którym to jest poprawne.No, i niby ma rację. Ale, przyznajcie się, czulibyście jakiś tam niesmak, prawda?
O tym Leigh Bardugo również napisała w swoim artykule; tworząc swój świat, postanowiła, że - w przeciwieństwie do Rosji - w Ravce nazwiska nie odmieniają się wedle płci.
Czyli teoretycznie sprawa z nazwiskami jest załatwiona.

Dlaczego jednak tylko teoretycznie? 
Przez zupełny przypadek natknęłam się w Internecie na spoiler (błagam, nie bijcie mnie!) dotyczący pewnego męskiego bohatera, którego nazwisko brzmi… Morozova. I tutaj wpadłam w konsternację. No, bo niby Leigh Bardugo twierdzi, że w jej historii nazwiska się się nie odmieniają według płci, a tutaj taki michałek... który, bez względu na to, czy będziemy brali pod uwagę zasady stworzone przez pisarkę czy też nie, jest niepoprawny. Gdzie się podziewa tutaj logika?
Jak się pewnie spodziewacie, powinien on się nazywać Morozov...

Źródło

Jeszcze inny bohater, na którego zwróciłam uwagę, ma na imię Botkin. Przyznam się, że kiedy po raz pierwszy pojawił się w książce, ciągle wracałam do tego fragmentu i czytałam go od nowa, chcąc się upewnić, czy to aby na pewno prawda. Ale tak - imię tego bohatera brzmi Botkin.
Co w tym złego? 
No, nie mówi Wam to czegoś? Na przykład: Woronin, Smiertin, Sorokin, Panin, Szelygin, a nawet takie jak Szyszkin, Gagarin, Bakunin, Lenin czy Stalin? Wszystkie te wyrazy z imieniem Botkina łączy końcówka -in.
A wiecie czym one są (choć to w sumie pytanie retoryczne, bo nawet niekumaci po tych trzech ostatnich powinni się domyślić)? Nazwiskami.
Imię bohatera brzmi tak, jakby było nazwiskiem. (A tak na marginesie, to przykładowe nazwiska wzięłam stąd: klik! i klik! oraz z mojej własnej pamięci;p)
Ponadto, ten bohater nawet nie jest Ravczaninem, pochodzi z Szu Hanu, który, jak mniemam, jest inspirowany Chinami albo jakimś innym azjatyckim państwem. Zupełnie więc nie rozumiem, czemu ma on rosyjskie (chyba powinnam była napisać: ravczańskie) imię...  Pani Logiko, gdzie się pani podziała?

Kończąc temat języka oraz nadawania imion, chciałabym poruszyć jeszcze jedną kwestię. Teraz naprawdę ktoś może uznać, że się czepiam, ale ja po prostu nie mogę wytrzymać.
Więc tak: ci, którzy uczyli/uczą się języka rosyjskiego i/lub wiedzą więcej o kulturze rosyjskiej niż przeciętny Kowalski, zdają sobie sprawę z istnienia tzw. patronimików tudzież otczestw. Jest to określenie dodawane po imieniu danej osoby, mówiące jak ma na imię ojciec posiadacza (w Skandynawii oprócz nich istnieją również utworzone od imienia matki matronimiki, ale to mniejsza z tym).
Oznacza to, że gdybym była Rosjanką i, dajmy na to, mój ojciec miałby na imię Aleksandr, to oficjalnie nazywałabym się Sofija Aleksandrowna i kiedy ktoś chciałby się do mnie zwrócić w sposób oficjalny, nazwałby mnie właśnie w ten sposób. A gdybym miała brata o imieniu, dajmy na to, Wasilij, to nazywałby się on Wasilij Aleksandrowicz. Oczywiście, patronimik nie dyskwalifikuje zwykłego "proszę pana/pani", ale jego używanie stało się już dawno tradycją i uchodzi za bardzo kulturalne.
A jak chcecie wiedzieć więcej, to ciocia Wikipedia prawdę Wam powie: klik!
Tylko teraz pewnie ktoś się zapyta: Zośka, ale po co ty, kobieto, nam to wszystko mówisz?
Otóż, wykładam Wam tę wiedzę przez cały akapit po to, by zadać jedno pytanie. Dlaczego tychże otczestw tudzież patronimików nie ma w tej książce? Chcąc dowiedzieć się, dlaczego Leigh Bardugo zdecydowała się na taki zabieg, nie znalazłam nic, jak internet długi i szeroki. Czyżby to możliwe, że research wykonany przez pisarkę był na tyle powierzchowny, że zwyczajnie w świecie nie wie (a przynajmniej nie wiedziała w trakcie powstawania trylogii) ona o ich istnieniu...? Czekam na Wasze odpowiedzi w komentarzach.

Przechodząc do nowego tematu, bardzo rzuciło mi się w oczy zamienne używanie przez Darklinga słów car/caryca oraz król/królowa w odniesieniu do władców Ravki.
Już z lekcji historii niemal każde dziecko wie, a przynajmniej powinno wiedzieć, że słowo car wcale nie znaczy król (bo po rosyjsku to korol'), ale cesarz bądź imperator.
We wcześniej wspomnianym artykule Leigh Bardugo nie wyjaśniła, dlaczego tak zrobiła. Fani tej trylogii pewnie znów ostrzą na mnie teraz swoje zęby, bojowo wykrzykując: "To jest Ravka, nie Rosja, głupia!".
Jakby to podsumować... mylenie tak prostych pojęć jak król oraz car, bez względu na fakt, co miała na myśli autorka, wskazuje tylko i wyłącznie na ignorancję twórcy. Koniec, kropka.

To potknięcie pisarki może przez co niektórych zostać uznane za kontrowersyjne. Tutaj argument, że „autor ma prawo wykreować świat taki, jak mu się żywnie podoba” może mieć większą rację bytu.
Jednak ja po dłuższym czasie doszłam do wniosku, że warto o tym wspomnieć.
A mianowicie, ulubionym napojem alkoholowym Ravczan, którym upijają się na umór, jest kvas. W rzeczywistości kvas (właściwie po polsku to powinno być: kwas) to napój bezalkoholowy lub ewentualnie zawierający tegoż alkoholu niewielkie ilości. Pije się go latem, dla ochłody, głównie w Rosji, na Białorusi i Ukrainie.

Kwas chlebowy / Źródło

Z jednej strony mam tutaj uraz do Leigh Bardugo, bo jej czytelnicy mogą sobie przyswajać w ten sposób nieprawdziwe informacje. Jednak z drugiej strony trochę rozumiem, czemu w miejscu kvasu nie pojawiła się tak dobrze nam znana wódka (lub vodka, jak pewnie napisałaby autorka) – spodziewam się, że pisarka nie chciała w ten sposób zachęcać lub przynajmniej zostać posądzona o zachęcanie młodzieży do picia tego alkoholu. A poza tym, wódka jest w jakiś sposób zbyt oczywista, bo wszyscy ją znają. Więc jakiś mały plusik twórczyni się należy. (Z artykułu dowiedziałam się nawet, że takie właśnie były motywacje L. Bardugo, więc plusik również dla panny Zofii za to, że... umie czytać w myślach?)

Jeśli jakoś miałabym podsumować mój ogląd na cały świat Griszów, to powiem, że bardzo, ale to bardzo widać, że został on stworzony przez Amerykankę, która na dodatek nie wykonała żadnego znaczącego wysiłku, aby poznać i zrozumieć kulturę Wschodu.
No, niby to nie jest Rosja, ale przydałoby się tu nieco więcej tej rosyjskości wepchnąć. Zamiast chociaż delikatnego oddania tej charakterystycznej, wschodniej mentalności, ze wszystkimi jej odmiennościami od świata zachodniego, mamy tutaj (pseudo)amerykańskich bohaterów z rosyjsko brzmiącymi imionami i nazwiskami.
Do tego dochodzi kilka słów kluczy typu cerkiew (choć to już pochodzi z polskiego tłumaczenia, bo w oryginale było church), ikona (ale pop jako określenie kapłana prawosławnego już tu nie występuje – tłumaczka z niewiadomych przyczyn przetłumaczyła słowo priest na ksiądz), samowar, car, da, niet, kapitan… i proszę, Rosja… tfu, Ravka jak malowana.

Jak już wcześniej pisałam, widać, że autorka co nieco poczytała, ale taką wiedzę, jak ona to ma się po przeczytaniu zaledwie kilku, może dwóch-trzech, opracowań. Choć czasami tekst wyglądał dla mnie tak, jakby pisarka przeczytała tylko kilka artykułów na Wikipedii i stwierdziła, że to wystarczy. Tyle ciekawych faktów historycznych, ludowe zwyczaje, mitologia słowiańska, więcej inspiracji strojami (dlaczego w tej książce kobiety nie noszą kokoszników? A chcesz wiedzieć co to właściwie jest kokosznik? Klik! Klik!) ...

Podobne zdanie na ten temat ma Klaudia z kanału Odczytaj oraz bloga o tej samej nazwie. Pod jednym z jej filmików nawet napisałam dość wyczerpujący komentarz, na który otrzymałam równie wyczerpującą odpowiedź:) Z resztą, zobaczcie sami:


Morał z mojej paplaniny jest krótki, ale najwyraźniej nie wszystkim znany: 
Jeżeli piszecie jakąś historię i inspirujecie się w niej jakąś kulturą, okresem historycznym et cetera, et cetera, to nigdy nie traktujcie tej inspiracji po macoszemu. Nawet jeśli to tylko inspiracja, jak twierdzi Leigh Bardugo, to jednak warto więcej poczytać i więcej wiedzieć. Również, jeśli to młodzieżówka.
Wtedy masz znacznie większą szansę na to, że nie popełnisz głupich błędów, twój świat będzie bardziej szczegółowy i interesujący.
I nie będzie wtedy on taki nierealny i papierowy jak świat Griszów. 
Dziękuję za uwagę.

Kolejnym elementem składającym się na całokształt „Cienia i kości”, a który koniecznie chciałabym omówić, są jej bohaterowie.
Na pierwszy ogień idzie nasza bohaterka i Przyzywaczka Słońca, Alina Starkov.
Przyznam się bez bicia, na początku sądziłam, że ta dziewczyna ma jakiś potencjał, a wszelkie podejrzenia uciszałam w przeciągu ułamka sekundy... dopóki nie ujawnił się jej talent. Od tamtej pory u około siedemnastoletniej Aliny zaczynały się objawiać nie do końca przeze mnie pojęte pokłady naiwności i dziecinności. Przez parę stron jeszcze próbowałam sobie to tłumaczyć jej wychowaniem w sierocińcu, niskim wykształceniem oraz przeżytym szokiem w związku z uwolnieniem się mocy. Jednak im dalej w las, tym było gorzej. Chyba nie zliczę, ile razy pacnęłam się w czoło, bo Alina powiedziała lub zrobiła coś, czego nawet dwunastoletnia ja nie ważyłaby się powiedzieć lub zrobić. Jak ta dziewucha przetrwała w carskiej armii, to ja nie wiem...
Cóż by Wam jeszcze na jej temat rzec?
Poza swoim infantylizmem, Alina posiada cechy typowe dla innych bohaterek książek z gatunku Young Adult: jest niepewna siebie, uważa o sobie, że jest brzydka, na przystojnego faceta reaguje nagłym przyspieszeniem rytmu serca i wręcz obowiązkowym rumieńcem...
Moim zdaniem autorka stworzyła ją w zamyśle jako anty-Mary Sue; nie dała jej żadnych niezwykłych cech wyglądu czy charakteru, zamiast tego uczyniła jej wygląd jak najbardziej przeciętnym i niewyróżniającym się, a charakter - słabym. W moim osobistym odczuciu, Alina to klasyczny przykład tego, jak anty-Sue może szybko zamienić się w jak najbardziej Sue, i to w dodatku w wersji Szara Myszka.
Więcej chyba nie trzeba mówić. 

Źródło
 Na drugi ogień idzie Darkling, wszechpotężny lider Griszów, mający z pewnością grubo ponad sto lat. Na podstawie jego powiązań z rodziną carską/królewską (niepotrzebne wykreśl) doszłam do wniosku, że jego historycznym pierwowzorem był nikt inny jak sam… Grigorij Rasputin.
Co? Zaskoczeni? Czy może większość z Was myślała, że na Rasputinie autorka oparła Apparata?
Cóż, do takich wniosków doszłam nie tylko ja, ale również pewna Youtuberka, Nicole z kanału WoolfsWhistle, która, nota bene, jest Rosjanką i mieszka w Moskwie.
Jej filmik macie poniżej:


A jakby ktoś jeszcze miał wątpliwości lub chciałby się więcej o Rasputinie dowiedzieć, to zapraszam do Wojtka z Historii bez Cenzury.

Okej,  więc skoro już sobie tę kwestię wyjaśniliśmy, to pewnie się teraz zastanawiacie, czy autorka wiernie opisała Darklinga-Rasputina, jego historię, oddała charyzmę jego osobowości?
Cóż, właściwie, poza bardzo luźną inspiracją, naszego Griszy (pamiętacie, że Grisza to zdrobnienie od Grigorija?) jest bardzo mało w… liderze Griszów.
Bo Darkling pełni w tej historii rolę tak dobrze nam wszystkim znanego, nazwijmy go, Mrocznego Przystojniaka.
Jest przede wszystkim bardzo tajemniczy i mroczny. A przynajmniej autorka chce, żeby tak o nim myśleć.  Przykład: mało mówi o sobie - znaczy, mówi Alinie, że nie będzie o sobie mówił, ale linijkę później już jej mówi. Jeszcze raz pytam: gdzie tu logika i styl, proszę państwa?
Ponadto, jest niezwykle przystojny, tak przystojny, że wszystkie griszaickie i nie-griszaickie dziewczęta na jego widok po prostu miękną… no, dobra, przyznaję się, nie wszystkie. Ale ogromna liczba z pewnością.
Osobiście, dla mnie jedynym plusem związanym z jego postacią był twist fabularny na końcu, choć muszę przyznać, że nie był on tak znowu oryginalny i niespodziewany… po prostu działo się coś w miarę ciekawego i tyle.

Mieliśmy już naszą niewiastę-heroinę, Mrocznego Przystojniaka… czas na przyjaciela naszej bohaterki. A jest nim tutaj Malien Orecev, w zdrobnieniu Mal, przyjaźniący się z Aliną od dzieciństwa. Właściwie, to niewiele on się różni od innych postaci występujących w tej książce. Jego także definiuje głównie jedna rzecz, w tym przypadku przyjaźń z Aliną oraz, po czasie, miłość do niej. Jedyną rzeczą, jaka go różni od typowego chłopca z friendzone jest fakt, że kocha się w Alinie z wzajemnością. Z minimalną, ale zawsze z wzajemnością.
Poza tym, Mal, pomimo przewidywalności swojej postaci, jakoś mniej mnie denerwował od naszej heroiny i Mrocznego Przystojniaka.Choć wiem, że tutaj opinie są dość podzielone.
Czy istnieją jeszcze jakieś inne zalety tej postaci? Hm, nie przypominam sobie żadnych.
Hm, wcześniej już wspominałam, że Alina szkoliła się w Os Alcie pod okiem samego Darklinga.
Tylko, że kto w końcu zajmował się jej nauczaniem? Otóż, byli to Botkin, opisany przy okazji językowych nieścisłości nieco powyżej, oraz Baghra. To na niej właśnie chciałabym się na chwilę skupić.

Otóż, drodzy czytelnicy, Baghra jako jedna z nielicznych postaci w tej książce zdobyła moje skamieniałe, zimne jak Wieczna Zmarzlina przy granicy Fjedrą, serce. Stało się tak głównie dzięki jej mitologicznemu pierwowzorowi, czyli Babie Jadze. Baghra, dokładnie jak Baba Jaga, mieszka w chatce na odludziu, uczy dzieci - w tym przypadku griszaickie - oraz włada prastarą, niezwykle potężną magią. Co więcej, jej rola w powieści nie sprowadza się tylko i wyłącznie do bycia tą nauczycielką, jest kimś więcej.
Żałuję tylko, że tak mało było jej w tej książce, bo jej postać miała tak ogromny potencjał, który nawet w połowie nie został wykorzystany.

Ogółem, mam wrażenie, że większość postaci w tej historii to istny zmarnowany potencjał. Oprócz tych, które wymieniłam Wam powyżej, mogłabym dodać jeszcze kilka, na przykład Zoję czy Genię...
Leigh Bardugo tworzy swoich bohaterów w sposób bardzo powierzchowny; w pewnym sensie przypomina to taką taśmę produkcyjną - dajemy kilka podstawowych cech charakteru i wyglądu, potem do widzenia. I tak w kółko. Bez żadnego zagłębiania się w czyjąś psychikę, no bo po co?

Jak widać po tym, co napisałam do tej pory, nie podobała mi się ta książka i znalazłam w niej tyle pozytywów co przysłowiowy kot napłakał.

Pierwszym z nich jest fakt, że "Cień i kość" czyta się ją bardzo szybko. Po części wynika to z – wbrew pozorom – nieskomplikowanej fabuły, po części z bardzo prostego języka autorki. Czytając, często odnosiłam wrażenie, że czytam czyjeś słabe opowiadanko na Wattpadzie. Nie żebym miała coś do Wattpada, sama z niego korzystam i na nim piszę, no, ale Wattpad to Wattpad. Ma swój specyficzny styl, którego osobiście nie uważam za zbyt wysoki i uważam, że nie powinien on występować poza internetem, czyli, na przykład, w książkach.
Poza tym, narracja w tej historii jest pierwszoosobowa, a narratorem jest Alina we własnej osobie, a jak już wiecie – nie przepadam za tą dziewuchą, więc im szybciej przestałam wczytywać się w jej biadolenie i suche opisy, tym lepiej.

Drugi plus nawet nie stanowi zasługi samej autorki, ale cały design oryginalnego wydania, który stworzyły dwie graficzki: April Ward oraz Keith Thompson. Z lekkim wstydem (no, bo Ktoś Mądry kiedyś powiedział, że nie należy oceniać książki po okładce) przyznaję się, że to właśnie okładki zachęciły mnie do kupna całej trylogii po angielsku. A prezentują się one właśnie w ten sposób:

Źródło
Dodatkowo jeszcze powstał plakat promujący całą trylogię. Jego autorką jest Irene Koh. Macie go poniżej:
Źródło
A tak dla porównania prezentuje się pierwsze polskie wydanie (w moim odczuciu bez rewelacji):


Winszuję tym, którzy dotrwali do końca.
Zanim zakończę tego posta i się z Wami pożegnam, jeszcze raz podkreślę, że nie mam na celu nikogo urazić, a jedynie chciałam wyrazić swoje zdanie, choć zdaję sobie sprawę z tego, że czasem puszczały mi w tej recenzji nerwy. Będę bardzo wdzięczna wszystkim życzliwym czytelnikom, którzy to zrozumieją.

Dziękuję za uwagę:)

horsefan

1 komentarz:

  1. To otwarte zaproszenie dla wszystkich, którzy chcą zostać częścią największej organizacji na świecie i osiągnąć szczyt swojej kariery. Gdy rozpoczynamy tegoroczny program rekrutacyjny, a nasze coroczne święto zbiorów jest już blisko. Wielki mistrz dał nam mandat, by zawsze docierać do ludzi takich jak wy wszyscy, więc skorzystaj z tej okazji i dołącz do wielkiej organizacji Illuminati, dołącz do naszej globalnej jedności. Przynosząc biednych, potrzebujących i utalentowanych
    światło sławy i bogactwa. Zdobądź pieniądze, sławę, moce, bezpieczeństwo, zdobądź
    uznany w swojej firmie, rasie politycznej, awansuj na szczyt w tym, co robisz
    chronione duchowo i fizycznie! Wszystkie te osiągniesz w
    mgnienie oka. Czy zgadzasz się być członkiem nowego porządku światowego Illuminati?
    Call & WhatsApp +2349063803279
    📩 illuminatiworldofriches637@gmail.com

    OdpowiedzUsuń

Szóstka Wron.