czwartek, 30 czerwca 2016

2 nietypowe książki o... kobietach

Witojcie Kochani Wędrowcy w Odmętach Internetu!

Nooo, z racji tego, że nadeszły już upragnione wakacje, horsefan wreszcie ma trochę więcej czasu. Blogerka postanowiła więc napisać o dwóch książkach przeczytanych dość dawno, ale niestety do tej pory nieopisanych na blogu i przy okazji przestać mówić o sobie w trzeciej osobie. Aż się zrymowało:P

Źródło
Nie ukrywajmy, lektura mocna. Styl pisania Swietłany Aleksijewicz wywarł na mnie ogromne wrażenie, głównie ze względu na to, że praktycznie brak tu ocen. Po krótkim wstępie, w którym autorka opowiada o swoim życiu, zaczyna się pasmo relacji. Jedne mają po kilka linijek, inne po kilka stron. Białoruska dziennikarka zdaje się mówić do czytelnika: "Oto są relacje, które zebrałam. A ty, Czytelniku, sam sobie wyrób zdanie na ich temat".
Jedna z kobiet opowiada o tym, jak po zakończeniu wojny siadała wieczorami z mężem nad książką z wersją historii oficjalnie zatwierdzonej przez państwo. Mąż mówił jej, co może mówić, a o czym powinna zapomnieć. 
Inna w sposób otwarty wspomina o gwałtach na niemieckich kobietach. O tym, jak żołnierze ustawiali się w kolejkach, żeby... Po chwili ów kobieta krzyczy do dziennikarki, by wyłączyła magnetofon, bo takiej wersji zdarzeń ludzie nie powinni znać, niech znają tą ze szkolnych podręczników - o poświęceniu, bohaterstwie...
A reszta? 
Poza tymi, które wymieniłam powyżej, większość relacji zdaje się opowiadać tą "oficjalną" wersję historii  o "bohaterstwie". Nie chodzi mi o to, że książka jest zła. Autorka po prostu nie pokazała prawdy takiej, jaką chciała. Ten reportaż jest dla mnie dokumentacją tego, jak komunizm zniszczył te kobiety, ludzi w ogóle. Miłość do radzieckiej ojczyzny, do Stalina? To jest to, co można znaleźć w większości relacji. 
Te kobiety po prostu stworzyły swoje wspomnienia od początku, ponieważ przeszły przez zbyt wiele okropieństw w swoim życiu, by chcieć o nich pamiętać. 
Cóż więcej Wam powiedzieć? Przeczytajcie ten reportaż. Ale uwaga: mimo tego, co napisałam powyżej, zwracam się głównie do osób o mocnych nerwach. 

Źródło

Wiele spraw związanych z islamem to dla człowieka Zachodu temat tabu. Tak samo jest w przypadku stosunku do kobiet, pomimo tego, że to ten temat właśnie, nie licząc oczywiście terroryzmu, najbardziej przyciąga uwagę mediów.
O muzułmańskich kobietach mówi się, że są ciemiężone, że są podporządkowane woli mężczyzn, żyją tylko po to, aby im służyć, że są jak przedmioty…
[fragment mojej szkolnej pracy - recenzji - na fakultet z krytyki literackiej]
Właśnie, o kobietach muzułmańskich często "mówi się" zamiast tak naprawdę zapytać się jej o zdanie na te kontrowersyjne tematy. 
W swojej książce amerykańska dziennikarka Jean Sasson postanowiła złamać tę zasadę, oddając głos swojej przyjaciółce - księżniczce Sułtanie Al Su'ud, która miała w życiu nieco więcej szczęścia niż inne muzułmanki, najpierw cudem unikając gniewu ojca, później wychodząc za mąż za inteligentnego i troskliwego mężczyznę. Cała książka to właściwie historia życia Sułtany, począwszy od wczesnego dzieciństwa po 2014 rok.
Jest tu pełno rodzinnych historii; raz smutnych, innym razem bawiących, czasem wzruszających - wszystkie mają na celu przybliżyć czytelnikowi życie saudyjskiej rodziny królewskiej i pokazać, jak wiele jest w niej kontrastów.
Oprócz własnej historii, tytułowa księżniczka opowiada również historie innych kobiet, a nawet małych dziewczynek, z którymi zetknęła się w swojej karierze:  o Fatimie, przedwcześnie wydanej za mąż, której małżonek chce odebrać dzieci, o Szadzie, córce służących Sułtany i jej męża, fałszywie oskarżonej o czary, o Dalal i Amal, dwóch dziewczynkach nękanych, gwałconych, bitych, i w końcu zabitych przez własnych ojców. Nie ponieśli oni żadnej kary za swoją zbrodnię, bo sąd uznał, że „mieli do tego pełne prawo”.

Książka wzrusza i zmusza do refleksji na temat tego, co tak naprawdę dzieje się w Arabii Saudyjskiej i w innych krajach muzułmańskich. Jednocześnie daje światełko nadziei, że skoro istnieją takie kobiety jak Sułtana Al Su’ud, to zmiany w końcu zostaną wprowadzone, i być może spełni się marzenie księżniczki, że na tron Arabii Saudyjskiej wstąpi kobieta. Z książki wynika, że świadomość konieczności zmian w społeczeństwie saudyjskim jest coraz większa, coraz więcej młodych mężczyzn dostrzega, że kobiety powinny posiadać swoje prawa i mieć możliwość decydowania o sobie. 

Pozycja ta ma także pewne wady. Momentami miałam wrażenie, że przedstawiany obraz rodziny królewskiej jest nieco wyidealizowany, a rzeczywiste konflikty mogą być dużo bardziej dramatyczne, aniżeli autorka to przedstawia, jednak pomimo tego, polecam Wam tę książkę. 

Pozdrawiam 

horsefan






niedziela, 19 czerwca 2016

Coś od Trudi Canavan

Witojcie!

Ostatnio postanowiłam, że w dzisiejszym poście krótko zrecenzuję trzy książki Trudi Canavan, o których od jakiegoś czasu chciałam napisać, ale jakoś tak się w moim życiu złożyło, że nie dałam rady.


Cóż, tutaj nie mam zbyt wiele do powiedzenia, gdyż tę książkę czytałam prawie rok temu i niewiele pamiętam ze szczegółów. Ogółem, książka całkiem dobra, jednak muszę przyznać, że pod koniec nastąpił pewien zgrzyt fabularny i przez parę(set) stron było trochę nudno. Zakończenie w sumie też było do przewidzenia, jednak podobał mi się pokazany pod koniec motyw szachownicy (ci co przeczytali, wiedzą o czym mowa).

Po przeczytaniu tej pozycji utwierdziłam się w przekonaniu, że Trylogia Czarnego Maga jest lepsza od Ery Pięciorga. Wartka akcja i bohaterowie nadal trzymają poziom, jednak mam pewne wątpliwości co do postaci tytułowego Wielkiego Mistrza. Akkarin, który na początku był przedstawiony jako czarny charakter tutaj nagle okazuje się być kimś zupełnie innym... kurczę, nie wiem, co o tym myśleć. Oceńcie sami.

Źródło
No, i tutaj mam najwięcej do powiedzenia, gdyż tę powieść spod pióra pani Canavan przeczytałam stosunkowo niedawno (biedactwo musiało sobie trochę przeleżeć na półce).
Złodziejska magia na pierwszy rzut oka bardzo się różni od poprzednich książek autorki. Co prawda, w internetach znajdzie się z pewnością cała masa recenzji tej książki zwracająca uwagę na jej podobieństwa co do poprzedniej twórczości pisarki. Ja jednak po przeczytaniu 2-3 trzech takich tekstów, które sprawiały wrażenie, jakby ich twórcy zrzynali od siebie do bólu, doszłam do wniosku, że skupię się na czymś odmiennym.
A mianowicie na magii. Pierwszy tom Prawa Millenium był reklamowany słowami: Zapomnij wszystko, co wiesz o istocie magii. A właściwie, to co o niej wiemy? Do tej pory za każdym razem, gdy słyszałam to słowo, pierwszym skojarzeniem były czarodziejskie różdżki, kryształowe kule, lustra przepowiadające przyszłość, latanie na miotle i tym podobne. Ogółem: same irracjonalne artefakty i czynności.
Czymś, co naprawdę przypadło mi do gustu w tej powieści było sprowadzenie magii do czegoś bardzo przyziemnego i oczywistego: eksploatowanego surowca. Świat przedstawiony w jednym z wątków (no, bo u Trudi Canavan zawsze musi być ich kilka) przypominał rewolucję przemysłową z dziewiętnastego wieku, tylko, że zamiast węgla czy gazu ziemnego była magia. Zamiast inżynierów i wynalazców - magowie. Do tego w tym świecie ludzie również powoli zdają sobie sprawę z wyczerpujących się zapasów materiału, od którego zależne jest ich przetrwanie. Nie brzmi znajomo? Moim pierwszym skojarzeniem była ropa naftowa, o której - jak pewnie wszyscy wiemy - że powoli się kończy.
Mogłabym jeszcze więcej wspomnieć, jednak wolałabym Was nie zanudzać i dodać parę słów o drugim wątku. Opowiada on historię Rielle Lazuli - córki farbiarza, żyjącej w świecie o wiele odmiennym od rzeczywistości Tyena. Wielu czytelników zwraca uwagę na to, że ta część książki bardzo przypomina Erę Pięciorga: świat, w którym religia odgrywa główną rolę, jest jakaś grupa ludzi ciemiężonych, trzeba się przeciwstawić radykałom itp. Rzeczywiście, tutaj znalazłam jakieś podobieństwa, jednak nie było ich na tyle dużo, by mogło mi to w jakikolwiek sposób przeszkadzać w lekturze. Ostatecznie, wątek Rielle spodobał mi się, głównie ze względu na to, że jest w nim mowa o dojrzewaniu młodej dziewczyny do podejmowania własnych decyzji i godzenia się z ich konsekwencjami. A poza tym, uwielbiam, kiedy postać, o której czytam ma podobne zainteresowania do moich. W tym przypadku jest to rysunek i malarstwo:)
Ogółem, książkę oceniam całkiem pozytywnie. Wolę nie oceniać, czy osoby uważające tę pozycję za wtórną mają rację czy też nie - merytorycznie jest dobrze napisana. Pozostaje mi tylko zachęcać Was do lektury:)

Pozdrawiam 

horsefan

Szóstka Wron.