niedziela, 6 sierpnia 2017

Bluszcz.

Pięćset lat.
Tyle minęło, odkąd została tutaj zamknięta.
Nie żeby miała jakoś szczególnie dobrą pamięć. Po prostu kresek, rysowanych na ścianie po jednej na każdy rok, było pięćset. 

Źródło
Bogowie niech przeklną wiedźmę, która ją tutaj zamknęła, niech przeklną jej rodziców, bo zawarli z nią ten durny pakt, niech przeklną również jej długowieczność, tak, jej długowieczność, bo przez nią nie mogła zaznać spokoju w objęciach śmierci!

Na początku próbowała się pocieszać tymi wszystkimi bajkami zasłyszanymi jeszcze w dzieciństwie.
W nich piękne księżniczki ratują z opresji równie piękni książęta, a na koniec para bierze wręcz obowiązkowy ślub. 

Później zaczęła się zastanawiać, kto pisze takie głupoty. 

Źródło
Przecież po nią nie przyszedł żaden piękny książę, ba, nawet żaden brzydki się nie pofatygował.
Może to wszystko przez ten cholerny bluszcz, który porastał jej wieżę… miała wrażenie, że z każdym rokiem zielsko rozrasta się bardziej i bardziej. To prawie tak, jakby miało własną świadomość…
Przez te wszystkie myśli bluszcz stał się dla niej synonimem jej wszystkich najgorszych koszmarów.
Budziła się w środku nocy, zlana potem, nadal mając w pamięci widok cienkich pnączy oplatających, a później pożerających jej rodzinę… 

Wiedziała, że gdyby nie on, już dawno by zwiała z tej wieży. Nawet jeśli skok z tak ogromnej wysokości był niebezpieczny, ale przecież zawsze mogłaby się zawiesić na swoich włosach, prawda?
A włosy miała całkiem długie… z resztą, nie po to hodowała je przez ten cały czas, żeby nie móc ich w jakimś sensownym celu wykorzystać!

A jednak myśli o bluszczu, cały ten strach przed nim, nie opuszczały jej. Ciągle, nawet gdy chociaż przez chwilkę zastanawiała się nad ucieczką, zaraz w głowie miała obraz samej siebie, pochłanianej przez cienkie, zielonkawe wężyki…

I tak, przez jedno paskudne zielsko była skazana na tę wieżę, na te misterne zdobienia i freski przedstawiające sceny ze sławnych bitew. Jakby obrazek mógłby jej zastąpić prawdziwe życie, a przedstawione na nim postaci – rodzinę i przyjaciół. 

Wszystko przez ten bluszcz…

Tkwiła w swojej nienawiści do tego paskudztwa, aż, nim się obejrzała, minął kolejny rok. 

Wtedy dostrzegła, że bluszcz przyrósł jej do okna.
Na ten widok serce zaczęło jej bić jak szalone.
Bała się, że lada dzień przebije się przez mętną szybę, przebije się i zacznie oplatać ją swoimi pnączami, aż ją pochłonie, pochłonie, udusi i pożre… 


Straciwszy jakiekolwiek nadzieje na ratunek, położyła się na swym łożu, umiejscowionym – o, słodka ironio – tuż przy oknie. Zamknęła oczy i poczuła, jak serce jej powoli zwalnia. 

Czyżby umierała? 

Miała skrytą nadzieję, że tak, choć póki co jakoś marnie to wyglądało. Nie widziała żadnych świateł na końcu tunelu, nie słyszała żadnych chórów anielskich, nie spotkała żadnych świętych. I przede wszystkim – nie poczuła obecności żadnego z bogów.
Zupełnie inaczej, niż w księgach uczonych mędrców… 



Obudziła się, gdy szare, pokryte chmurami niebo rozjaśniło się. Ciemność zastąpiły promienie słoneczne, wlewające się przez otwarte okno do komnaty.

To zaświaty?
Sen?
Czy może jednak jawa?

Uszczypnęła się w rękę. Zabolało. Czyli jednak żyła.
W takim razie, jak długo spała? Bardzo chciała się tego dowiedzieć… 

Jakże wielkie było jej zdziwienie, gdy wstając dostrzegła na posadzce… człowieka.
A raczej, sądząc po uszach, elfa. 

Z początku sądziła, że to jednak jest sen, że zaraz się obudzi, no, bo przecież to niemożliwe, żeby teraz, po tylu latach od zamknięcia w wieży, ktoś ją wreszcie odnalazł. Prawda? 

Zanim zdążyła zareagować, elf przekręcił się na plecy, ziewnął, przeciągnął się, po czym powoli i dość niezgrabnie, wstał.
W słońcu błysnął wzór wyszyty srebrnymi nićmi na jego kaftanie.
Motyw bluszczu. 


-Kim… ty… jesteś? – zapytała. 

- Sam chciałbym to wiedzieć. – odparł młody elf, po czym znów ziewnął. – Nic, przypomnę sobie za jakiś czas… Cholera, zbyt długo byłem rośliną… Wiem tylko, że chcę stąd zwiać. Nie znoszę tego miejsca. A ty?

Uśmiechnęła się pod nosem.

- Ja również go nie znoszę. – Delikatnie zebrała ręką włosy. – Ale, na szczęście, chyba wiem, jak można się stąd wydostać.

* * *

Krótkie opowiadanko, napisane na obozie literackim. Za zadanie mieliśmy napisać tekst o długości co najmniej pięciuset wyrazów z motywem danej roślinki. Mnie przekazano bluszcz. 
Efekty moich męczarni nad zeszytem można podziwiać powyżej. 

Pozdrawiam

SophieMarie

środa, 2 sierpnia 2017

Zaczynam od nowa.

Witam.

Pewnie właśnie się zastanawiasz, co tutaj robisz? Trafiłeś (lub trafiłaś, jeśli jesteś osobnikiem płci pięknej) na jakiegoś bloga, którego tytuł sugeruje, że autorka ma całkiem nierówno pod sufitem, w dodatku sam/a jesteś totalnie zagubiony/a.

Otóż, drogi Przyjacielu tudzież Przyjaciółko, nie jestem tutaj nowa. Może już zdążyłeś/aś zauważyć starsze posty, w których autorka podpisuje się pseudonimem horsefan. Tak, koleżko - wcześniej ten blog nazywał się Wszystko według horsefana, a jego adres wyglądał w ten sposób: zycie-wedlug-horsefana.blogspot.com.

Pewnie się teraz chętnie zapytasz, po co mi była ta zmiana?


A ja odpowiem Ci w ten sposób: zmiany są dobre. Korzystne. Warto od czasu do czasu zmienić w swoim życiu.
Ja pod pseudonimem horsefan funkcjonowałam w sieci od ponad pięciu lat, tj. odkąd w 2012 roku, na majówkę, założyłam swojego pierwszego bloga. Jego tematyką, o ile się nie mylę, było wszystko, co jest związane z końmi; jazda, rasy, a nawet plastikowe figurki koni marki Schleich.
I stąd właśnie wziął się pomysł na mój poprzedni pseudonim.

Jeśli ktoś jest ciekawy, co dalej było z tym blogiem o koniach, to również o tym opowiem.
Prowadziłam go przez trzy lata, do 2015 roku. Bo właśnie wtedy stwierdziłam, że to wszystko jest po prostu bez sensu. Umówmy się, nie umiałam wtedy jeszcze zbyt dobrze pisać, a posty o rasach koni to właściwie stanowiły kalkę tego, co przeczytałam w jednej z moich książek na ten temat. Frustrowało mnie to, że ciągle musiałam wyszukiwać tematy do postów, kiedy już wcale nie sprawiało mi to żadnej frajdy.
No i w końcu porzuciłam tego bloga.

Później założyłam już wspomniane Wszystko według horsefana. No i prowadziłam tego bloga, prowadziłam... aż parę dni temu sobie pomyślałam:
Dlaczego, do jasnej cholery, ten blog nazywa się "Wszystko według horsefana"? 

No, bo widzisz, na wszystkich innych mediach społecznościowych (może z wyjątkiem Facebooka;P) nazywam się SophieMarie, względnie SophieMariePL. Więc czemu i tutaj nie miałabym również tak się nazywać?
Tak powstał Dziwny świat panny Zofii, który stanowi swoistą kontynuację tego, co pisałam poprzednio. Nie będę usuwać starych postów, jeśli kogoś to interesuje. Po prostu będę dalej pisać.
Od nowa.

Hm, pewnie teraz się zastanawiasz, jak powinnam zakończyć ten post?
Nie martw się. Ja też nie wiem, choć bardzo bym chciała.

Może tak na pożegnanie powiedzmy sobie po prostu: do zobaczenia w następnym poście?


SophieMarie

Szóstka Wron.