Co ja w ogóle
myślałam, kiedy przyszło mi to do głowy? A może należałoby myśleć nie co, ale czy w ogóle miałam cokolwiek sensownego w mózgu?
Hm, chyba wychodzi jednak na to, że nie. Trudno, jak to
mówiła babcia Esterka. Każdy okres w życiu człowieka (lub wiedźmy, w moim
przypadku) rządzi się swoimi prawami. Okres dojrzewania również.
Z resztą, co ja mam się martwić? To nie mój pierwszy raz na
warcie. Z Geraltem (tak, wiem – nazwaliśmy smoka na cześć tego legendarnego
wiedźmina. Super, co?) jesteśmy za pan brat. W sumie, to mogłam trafić gorzej. Mogłam
skończyć jak Bogdasz z trzeciej klasy, który za zaczarowanie kosiarki musiał czyścić toaletę. Bez użycia magii i żadnych narzędzi.
I do tego gołymi rękoma. Brrr.
Kiedy wyszłam na zewnątrz, była już dziesiąta wieczór.
Smocza jaskinia znajdowała się na samym wejściu do ogrodów. Geralt musiał ich
strzec co noc, ponieważ nigdy nie wiadomo, kiedy jakiś złodziej by się włamał w
celu kradzieży cennych roślin. Pojawienie się ucznia miałoby pozwolić mu na
chwilę odpocząć, ponieważ w trakcie dnia również bywał zajęty. (Biedak służył
jako królik doświadczalny dla uczniów, którzy za swoją specjalizację wybrali
smokologię.)
- Co tam? – odezwałam się do gada, który akurat raczył
wychylić łeb na zewnątrz swojej kryjówki.
- Oho, i kogo ja tu widzę! – uradował się smok. – Panienka Żywienka…
który to już raz w tym miesiącu? Trzeci?
- Czwarty – przyznałam niechętnie. – Zapomniałeś już, jak
przez przypadek podpaliłam gobelin na ścianie moją kulą ognia?
- To na lekcji kontroli żywiołów, jeśli się nie mylę? –
Geralt uniósł lekko swoją „brew”.
Potaknęłam głową.
- No, to w takim razie czeka cię długa noc. – ziewnął głośno,
co w jego smoczym przypadku wyglądało naprawdę spektakularnie. – Dobranoc,
panienko Żywienko.
W chwili, kiedy usłyszałam pierwsze chrapnięcie Geralta,
zaczęłam rozstawiać cały mój majdan, począwszy od ulubionego kocyka, a
skończywszy na moich notatkach i czajniku z herbatą. Za parę dni miałam przystąpić do ważnego egzaminu, więc wolałam się teraz pouczyć, niż nic nie robić.
![]() |
Źródło |
Kiedy akurat przeglądałam podręcznik od magii praktycznej,
usłyszałam dziwny szmer. Z początku miałam trudności z określeniem, skąd
pochodził, ponieważ wcześniej wypiłam własnoręcznie przyrządzony eliksir na
wyczulenie zmysłów. Po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że ktoś (lub coś)
może się zbliżać od strony szkoły. Może to był któryś z nauczycieli? Z
doświadczenia wiedziałam, że o każdej porze dnia i nocy można było tu spotkać
któregoś z alchemików.
„…a co jeśli to nie alchemik?” – moja intuicja, jak zwykle,
odezwała się w najmniej oczekiwanym momencie.
Postanowiłam jej posłuchać, więc na wszelki wypadek przygotowałam sobie moją laskę magiczną
do obrony.
Przez jakiś czas nic się nie działo. Nadal się uczyłam, a
Geralt smacznie sobie spał, mieniąc się w blasku księżyca.
„Może to tylko mi się wydawało?” – pomyślałam. – „Skoro smok
niczego nie usłyszał… a przecież smoki mają bardzo dobry słuch…”
Niespodziewanie poczułam, jak coś unosi mnie do góry. Nim
się obejrzałam, leżałam pod ścianą jaskini. Bolały mnie głównie plecy i kark,
tak mocno, że przez chwilę się bałam, że jakaś kość się we mnie złamała. Gdy jednak
wstałam, zrozumiałam, że jeszcze jestem w jednym, solidnym kawałku.
Następnie przyjrzałam się okolicy. Już pomijam to, że moje
notatki i podręczniki totalnie się rozleciały, a herbata wylała się na trawę. W
okolicy dało się czuć czyjąś obecność, ale nie mogłam dokładnie określić, gdzie
ów delikwent się znajdował. Dziwne... zanim zostałam rzucona o ścianę, niczego
takiego nie czułam.
- Geralt – syknęłam do smoka. – Geralt! Wstawaj! Alarm!
By go jeszcze bardziej rozbudzić, pociągnęłam za jego
nozdrza, wiedząc, jak bardzo tego nie znosił.
Nic. Zero reakcji.
W tamtej chwili wyczułam pewien dziwny zapach unoszący się
wokół smoka. Wysiliłam swoje szare komórki i doszłam do wniosku, że to środek
nasenny.
„Oczywiście, głupia babo.” – skarciłam się. – „Przecież on
choruje na bezsenność, zapomniałaś?”
A więc z tajemniczym Ktosiem musiałam poradzić sobie sama.
Długo czekać nie musiałam. Od razu coś przemknęło mi przed
nosem z dużą prędkością, wysyłając do tego atak. Wcześniej zdołałam obudować
wokół siebie magiczną tarczę, więc bez trudu się obroniłam.
Skup się… on tu
gdzieś na pewno jest…
…on tu gdzieś…
…na pewno…
- Au! – wrzasnęłam. Ból głowy zaczął się rozpływać po całym
ciele. Obraz przed oczami zaczął się zamazywać.
- Nie… uda ci… się – wymamrotałam, a potem wszystko stało
się czarne.
*
- …myśli pan, że wyzdrowieje?
- Powinna. Jest wystarczająco silna.
- …a może jednak umarła?
- Bogdasz! Przestań pleść głupstwa!
- Co… co się stało? – wymamrotałam tak niewyraźnie, że
ledwie poznałam własny głos. Światło lampy okropnie raziło mnie w oczy.
- Żyje! – rozpoznałam głos mojej współlokatorki,Velleny.
- Widzisz, Bogdasz, wygrałam zakład! Dawaj moje 50 renów!
- Panno Allderburn, proszę o ciszę.
To był pan Błazenka, ten sam, któremu wsadziłam śledzia do
kaptura od szaty. Siedział na krześle po prawej… mojego łóżka.
Chwila, jak ja tu się znalazłam?! Zaczęłam się gorączkowo
rozglądać po sali…
…szpital. Trafiłam do szkolnego szpitala. Po prostu bomba.
- Wyjdźcie. Muszę uzgodnić pewną sprawę z panną Vressin.
Wśród tłumu uczniów dało się słyszeć pomruki niezadowolenia.
Kilka sekund później w pomieszczeniu byłam tylko ja i mój brodaty nauczyciel od
nauk przyrodniczych.
- Ktoś włamał się do ogrodów… i zerwał jeden z naszych
najcenniejszych kwiatów. Ta roślina kwitnie raz na dziesięć lat, dlatego jest
taka cenna…
- I co? Zawaliłam?
- Drogie dziecko – pan Błazenka popatrzył mi głęboko w oczy.
– To nie jest kwestia tego, czy zawaliłaś czy nie zawaliłaś, to nie twoja wina,
wiemy, że Geralt zasnął i nie mógł ci pomóc.
- O co w takim razie chodzi?
- O to, że ktoś teraz musi odzyskać ten kwiat. Razem z radą
pedagogiczną stwierdziliśmy, że najlepiej będzie, jeśli na poszukiwanie wyruszy
piątka naszych najbardziej uzdolnionych i doświadczonych uczniów…
Przełknęłam ślinę. Zdecydowanie nie podobało mi się to, co
mówił mój wykładowca.
- …i pierwszą wybraną osobą do tej drużyny jesteś ty.
* * *
No, czas na kolejne opowiadanie na Kreatywne Spojrzenie!
Tym razem moją inspiracją była seria o wiedźmie Wolsze Rednej autorstwa jakże często wspominanej Olgi Gromyko oraz po części była to również nasza rodzima wiedźmińska saga.
Mam nadzieję, że kolejne pseudodzieło mojego autorstwa przypadnie Wam do gustu. Tym razem udało mi się nawet znaleźć do niej jakąś ilustrację (jej autorem jest hiszpański artysta Luis Royo).
Aha, i nie pytajcie mnie, skąd wziął się u mnie pomysł na tak dziwne nazwisko dla bohaterki jak Żywia* Vressin. Po prostu miałam taki pomysł i już:P
* najprawdopodobniej imię słowiańskiego bóstwa życia.
Pozdrawiam
horsefan
PS Już jakiś czas temu ruszył u mnie pewien szkolny projekt, a mianowicie jest to blog krytycznoliteracki, na który ja i moje koleżanki z fakultetu wstawiamy nasze recenzje książek.
Link: http://makulaturab.blogspot.com/
PS Już jakiś czas temu ruszył u mnie pewien szkolny projekt, a mianowicie jest to blog krytycznoliteracki, na który ja i moje koleżanki z fakultetu wstawiamy nasze recenzje książek.
Link: http://makulaturab.blogspot.com/