piątek, 22 lipca 2016

Co ostatnimi czasy czytuje horsefan? Czerwiec-lipiec 2016

Witojcie Czytelnicy!

Mamy wakacje, zakładam, że większość z Was czyta jakiejś pozycje książkowe... ja również.
A ostatnio narobiło się ich bardzo dużo, więc sobie pomyślałam, że może czas się nimi z Wami podzielić?

Zaczynajmy!


Źródło
Kurczę, nie wiem, od czego by tutaj zacząć!
Trzeci tom Akademii Dobra i Zła wbił mnie w fotel na naprawdę długo (i szczęśliwie - hahaha... czaicie?) i gdyby nie to, że akurat kończyła się szkoła i sumie to byłam tymi wszystkimi lekcjami najzwyczajniej w świecie znużona, i tak bardzo mi się nic nie chciało, to bym przeczytała tę pozycję jednym tchem.
Czymś, co mnie głównie urzekło w tej historii, są dialogi. Po niewielu amerykańskich autorach powieści dla młodzieży spodziewałabym się czegoś takiego! Bohaterowie stali mi jak żywi przed oczami, każdy ze swoimi zaletami i przywarami... wiecie, co jeszcze jest plusem, tym razem całej trylogii? Że nie ma tu żadnej, ale to żadnej Mary Sue. Może to wynika z tego, że została ona napisana przez mężczyznę (co już jest dość dziwne jak na historię adresowaną głównie do dziewczyn), choć gdy się zastanowiłam, to w takiej sytuacji naszą kochaną Marysię Sójeczkę mógłby zastąpić jej brat bliźniak - Gary Stu, Larry Stu czy jak mu tam było... Może to wynikać z podejścia pana Chainaniego do własnej twórczości - zupełnie odmiennego od podejścia tych pisarzy, u których pomysł na historię rodzi się z własnych, głęboko skrywanych kompleksów. Nie wiem. Pytanie kieruję do Pana Pisarza.
Co prawda, ta książka ma jedną, acz maleńką wadę - przez większość historii Sofia nie może się zdecydować, po której stronie stoi. W pewnych momentach buduje to pewne napięcie, jako czytelniczka zupełnie nie wiedziałam, co się stanie, przez co chciałam czytać dalej, jednak czasami, hm... było to lekko denerwujące. Aż chciało się potrząsnąć moją imienniczką (pisałam kiedyś, że z Sofią dzielimy trzy cechy - imię, kolor włosów i kolor oczu. Przypadek? Nie sądzę...) i powiedzieć: "No zdecyduj się, dziewczyno!".
Choć może ten cytat powinien był rozwiać wszystkie moje wątpliwości:

To normalne, że wątpisz w prawdziwą miłość ukochanego, jeśli nie wiesz, czy jest on młody, czy stary.
(Wstawiłam go na lubimyczytac.pl)

 PS [UWAGA! To może być spoiler!] Spełniły się moje podejrzenia jeszcze z czasów, gdy byłam po lekturze tylko pierwszego tomu. Agata i Sofia to takie Ying i Yang:-)

*


Źródło
Biedni Wierni Wrogowie! Musieli czekać ponad rok, aż wreszcie zdecyduję się ich przeczytać... no, całkiem słabo, zwłaszcza jeśli spojrzymy na to przez pryzmat faktu, że jestem wielką fanką twórczości pani Olgi! 
No, ale przejdźmy do rzeczy. 
Na początku miałam trochę problem z... wgryzieniem się, powiedzmy, w tę historię. Trochę mi to zajęło. Na szczęście to "trochę" wcale nie równa się jakiejś kosmicznej liczbie stron, lecz tak gdzieś dwudziestu-czterdziestu, powiedziałabym. A potem? Ataki śmiechu co parę zdań, na przykład dam Wam te, które wstawiłam na lubimyczytac.pl:
Kompletnie sobie nie wyobrażam dlaczego ludzie nazywają jazdę na nartach "zimową zabawą". Chociaż jeśli spojrzeć od drugiej strony, z boku to faktycznie wygląda zabawnie...
 [...] A może i będzie z niego mag bojowy? Ostatecznie całkiem nieźle mu wychodziło uciekanie z takim wyrazem twarzy, jakby robił potworowi łaskę.
Jeśli idzie o akcję, to na początku odniosłam wrażenie, że trochę jej brakuje (może to wynikało z wcześniej wspomnianego faktu - że trochę mi zajęło "wgryzanie się" w tę historię), ale potem było tylko lepiej. Więcej śmiechawy. Więcej dziwnych, fajnych rzeczy. Dobra, muszę z tym skończyć, bo zaraz dostanę głupawki:P 
A tak nawiasem na koniec - wiem, że kiedyś będę musiała wrócić do tej książki, bo już mam do niej sentyment... A Weres i Szelena to moje nowe OTP (One True Pairing - Jedyna Prawdziwa Para):-)


Źródło
Źródło

*

Źródło
Kolejna książka, która czekała na mnie całkiem długo. Ale nie mogę powiedzieć, ile, bo tego najzwyczajniej w świecie nie pamiętam.
O co dokładniej w niej chodzi... oprócz tego, że występują w niej husarze, co widać na okładce? Fabuła w skrócie: główny bohater, szlachcic Jacek Dydyński, wraca do domu po wojnie w Inflantach. W drodze napotyka podejrzany wóz, w którym - ku swojemu największemu zdziwieniu - odnajduje związanego młodzieńca, który podaje się za carewicza Dymitra, syna Iwana Groźnego. Szlachcic uwalnia, jak twierdzi, obłąkanego i puszcza go wolno. Jednak po wielu perypetiach (ogółem, fabuła jest dość skomplikowana), po części związanych ze śmiercią swojego ojca, Dydyński postanawia dołączyć do Dymitra Iwanowicza, zwanego przez swoich przeciwników Samozwańcem, w pierwszej wyprawie na Moskwę. 
No, tak więc w zarysie przedstawia się to, co dzieje się w tej książce. Może to nie jest najlepszy opis, myślę, że w Internetach można znaleźć sporo lepszych... ale, do rzeczy. 
Ta książka stanowi moje pierwsze zetknięcie z twórczością pana Komudy, więc kompletnie nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać. Ogółem, lektura czasami sprawiała mi niemałą trudność, ponieważ autor - z racji swojego historycznego wykształcenia - na kartach powieści często popisuje się swoją wiedzą. W powieści nie brak trudnych słów, których znaczenia musiałabym szukać w jakiś encyklopediach przez naprawdę wiele godzin... 
Jeśli idzie o akcję, to jestem do niej jakoś tak średnio nastawiona. Nie porwała mnie jakoś szczególnie (może i dlatego, że to dopiero pierwszy tom), ale też nie lała się jak flaki z olejem. 
A bohaterowie? Tutaj muszę bardzo pochwalić autora. Nikt nie jest idealny, a wręcz przeciwnie - nie brak tu hipokrytów, warchołów i innych tym podobnych. Nawet mnich prawosławny ma tu jakieś przewinienia, nie wspominając już o naszym głównym bohaterze...
 Ogółem, ciekawie było sobie poczytać o historii niedawno poznanej w szkolnej ławce w wersji fabularnej, jednak ta książka jakoś nieszczególnie mnie porwała... ot, zwykła powieść historyczna.
No, chyba już muszę kończyć, bo zaczynam się obawiać, że fani Jacka Komudy już się naradzają, jak by tu mnie za nią ukarać... nabić na pal czy spalić jako heretyczkę na stosie?



Źródło
Okej. Tutaj się trochę rozpiszę.
Ta książka już trafiła do mnie w, powiedziałabym: dziwny, sposób. Mianowicie: od jakiś dwóch lat co jakiś czas pisze do mnie pewna osoba podpisująca się jako Nauczyciel. (Mam co do tego pewne podejrzenia... np. że to tak naprawdę moja korepetytorka z lekcji szybkiego czytania, ale niech już tam będzie.) Najpierw otrzymywałam listy, potem e-maile. Gdzieś tak na początku tego roku natomiast w moje ręce (przez pośrednika, oczywiście) trafiła książka autorstwa dr Estés z napisaną z tyłu krótką wiadomością informującą mnie, że może kiedyś ta pozycja przyda mi się w poszukiwaniu siebie itp. 
Jako, że jestem osobą dość sceptycznie nastawioną do tego typu książek, to na początku leżała sobie nietknięta, aż w końcu postanowiłam ją pokazać mojej rodzicielce. "O! Biegnąca z wilkami!A to podobno jest całkiem spoko!" - usłyszałam od mamy. I wtedy już się przekonałam, że może jednak warto by po nią sięgnąć... 
Biegnącą z wilkami czytałam przez kilka miesięcy. Zdecydowanie nie była to łatwa lektura - autorka, analizując mniej lub bardziej popularne baśni, używa bardzo dużo metafor i pojęć, które dla niektórych czytelników mogą się wydawać niezrozumiałe. Stąd też zapewne opinie w stylu: nudna, dziwna, lejąca się jak flaki z olejem itp.
Ale wracając do lektury, przez ten cały czas ta książka dojrzewała we mnie. Uwierzcie mi, przez te wszystkie miesiące tyle rzeczy się wydarzyło w moim życiu, głównie tych nieprzyjemnych, choć to słowo i tak nie oddaje tego w pełni (może kiedyś napiszę o tym, ale jak już się sytuacja ustabilizuje). Ta pozycja dała mi trochę siły, wiary we własne możliwości, ale również wiele mnie nauczyła. 
Dlatego uważam, że warto przeczytać tę książkę. 
Jest ona adresowana głównie do kobiet, ale myślę, że faceci też mogą ją spokojnie przeczytać (choć dla nich lektura może być jeszcze trudniejsza).


Źródło
No, okej... większość moich znajomych, no i ogółem większość fanów twórczości wujka Ricka, już czytała tę książkę, więc zgaduję, że moja ocena nic tu nowego nie wniesie. 
Historia w Mieczu Lata działa na podobnym schemacie, co w naszej "starej" serii o Percym Jacksonie oraz od czasu do czasu przypominała mi inną książkę Riordana - pierwszy tom trylogii Kroniki Rodu Kane. Spoglądając na to z tego punktu widzenia historia jest trochę wtórna, ale jednak autorowi udało się nadać tej historii jakiś "powiew świeżości", dzięki któremu ta książka jest choć odrobinę oryginalna. 
Kiedyś moja koleżanka Pola (nie pamiętam tylko, czy powiedziała mi to w realu, czy przeczytałam to na jej blogu) stwierdziła, że Miecz Lata jest zdecydowanie brutalniejszy od poprzednich książek Ricka Riordana oraz jest w nim zdecydowanie więcej ironii. Ja z tą opinią zgadzam się w stu procentach:) 
Choć odrobinę wtórna (podkreślam: odrobinę), to jednak cieszę się, że Miecz Lata nie przypomina Domu Hadesa (tom czwarty serii Olimpijscy herosi), bo bym  tego zwyczajnie w świecie nie przetrwała;P 

Dodatkowo mogę się poszczycić pewnym odkryciem - a takim mianowicie, że moja Kolekcja Fikcyjnych Mężów powiększyła się o jednego osobnika! Został nim pewien elf, który, co prawda, z Legolasem ma tyle wspólnego co nic, dodatkowo jest głuchoniemy, ale jego postać mnie totalnie zauroczyła...
...a imię mojego nowego wybranka brzmi Hearthstone (tak, wiem, co za dziwne imię, bla, bla, bla... no, ale on jest elfem, tak? W Alfheimie rodzice często nadają takie dziwne imiona...). Na oficjalnych art'ach do książek wujka Ricka wygląda on dość... specyficznie, ale z kolei na tych fanowskich on jest c u d o w n y.  (Albo to ja już totalnie ześwirowałam na jego punkcie. Zdecydujcie sami.)
Przykłady: 


Źródło
Źródło

Źródło
No, teraz, skoro was tak zaspamowałam zdjęciami mojej nowej książkowej miłości, to chyba już czas się pożegnać...

Do następnego postu

horsefan

PS Na pierwszych dwóch art'ach Hearthstone występuje ze swoim najlepszym przyjacielem - zacnym krasnoludem o imieniu Blitzen:P

2 komentarze:

  1. Jeeej, ,,Wierni wrogowie"! Uwielbiam tę książkę. I za pierwszym razem też trudno było mi się w nią wgryźć, trochę ją męczyłam. W zeszłym roku postanowiłam ją sobie odświeżyć i tym razem bawiłam się cudownie. Wydaje mi się, że pod kilkoma względami jest lepsza od serii o W.Rednej. Chociaż... nie wiem. Inna. Poważniejsza i bardziej ironiczna.
    A Szelena i Weres to największy. Paring. Ever.
    Jest taki zbiór opowiadań ,,Kroniki Belorii", czy jakoś tak i jest tam opowiadanie (bodajże ,,Pułapka na nekromantę") o Szelenie, Weresie i ich synku.
    Serio!
    Czytałam fragment nieoficjalnego, fanowskiego tłumaczenia. Spoko, chociaż było trochę mało Szeleny w Szelenie jak dla mnie.
    Ale Szelena i Weres. O matko. Oni są super.
    Tajemniczy Nauczyciel i jego listy brzmi intrygująco, jak z jakiejś powieści:O ,,Biegnąca z wilkami" wydaje się ciekawa, chociaż rzeczywiście brzmi na trudną lekturę.
    Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku...
    Ojej, zostałam wspomniana:D Tak, Magnus jest trochę brutalniejszy od poprzednich książek (no błagam, oni tam się mordowali dla zabawy przecież!). Mocno schematyczna pozycja, ale powiew świeżości wnosi.
    Hearth jest móóóóóój!
    Eee, jak dla mnie na oficjalnych artach wygląda dobrze:)
    Ja obecnie czytam ,,Wichrowe Wzgórza" i... kurde. Łał. Czytałam to kiedyś, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że wzięłam się za to za wcześnie i wiele nie zrozumiałam. A teraz... kurde. Niesamowite. Naprawdę niesamowite. Tylko ostrzegam, to multum negatywnych emocji, nienawiści, namiętności, okrucieństwa, toksycznych relacji i szaleństwa. I wszyscy są nieszczęśliwi.
    Ta książka jest taka super!
    Pozdrawiam ciepło!
    P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miły, wyczerpujący komentarz:)))
      "Wichrowe Wzgórza" czekają na mnie grzecznie na półce, ale za jakiś czas zamierzam się za nie wziąć.

      Usuń

Szóstka Wron.