sobota, 12 marca 2016

Dlaczego jestem (nie) wojującą feministką

Witam...

Zakładam, że tytuł posta zdziwił niemało osób.
No, bo kim jest feministka w obecnej świadomości społecznej? Wariatką biegającą z gołymi cyckami po ulicy, żądającą nabicia wszystkich mężczyzn na pal?
Skąd w ogóle u horsefana takie pomysły?

Już jakiś czas temu pisałam na blogu o feminizmie (link: tutaj). Kiedy czytałam co nieco o tym, jak się rodzi współczesny feminizm, to coraz bardziej zaczęłam rozróżniać takie pojęcia jak "wojujący feminizm" i po prostu "feminizm". Czym się one różnią? I co to znaczy w ogóle być feministką?

Tak jak już kiedyś w innym poście wspominałam, to często jakaś niewielka część danej grupy kreuje jej obraz poza nią, obraz reprezentacyjny. To nie tyczy się tylko feministek. Mogę się założyć, że co najmniej jeden czytelnik tego posta kiedyś padł ofiarą takiego stereotypu, np. tego, że Polacy rzekomo kradną i są niewykształceni. Parę razy, kiedy byłam zagranicą, zdarzyło mi się, że ktoś mnie wziął za Rosjankę, ponieważ mam coś z tej charakterystycznej słowiańskiej urody...
Jakiś czas temu, bodajże siedząc na korytarzu w szkole, przyznałam się przed znajomymi, że jestem feministką. Od razu do rozmowy włączył się jeden z chłopaków z mojej klasy. Twierdził, że jak ja mogę z chłopakami rozmawiać i w ogóle na nich patrzeć, zwracać się do nich itp., skoro przecież ich nienawidzę. Odparłam mu, że nie powiedziałam, że nienawidzę płci przeciwnej; ja tylko oznajmiłam, że jestem feministką. Wtedy mój znajomy zaczął się zachowywać tak, jakby sam znał się lepiej na tym, a tak naprawdę to tylko powtarzał utarte przez media w Polsce stereotypy.
Jak to powiada moja mama: istna kwadratura koła.


Drugi przykład: poszłam na zajęcia plastyczne, na które chodzę po lekcjach w każdy piątek. Spotykam się tam z moją kuzynką i naszymi dwoma kolegami. Tego dnia - jak zwykle - gadaliśmy, czego nasza nauczycielka zdecydowanie nie pochwala. Nagle temat rozmowy przeszedł na feminizm, już nawet nie pamiętam jak. No i wtedy ja się przyznałam, że nią jestem. Wówczas moja nauczycielka spojrzała na mnie z politowaniem i powiedziała: Nie martw się Zosia, na pewno jeszcze się zakochasz i wtedy.... Nie mam jej tego za złe, jednak trochę to nie jest fajne kiedy wszyscy dookoła mówią ci takie rzeczy. To, co tutaj opisałam, to tylko dwa przykłady, ale mogłabym jeszcze parę wymienić, gdybym nieco sobie pamięć odświeżyła...

Ostatnio zauważyłam, że w internecie stało się popularne wśród młodych dziewczyn robienie sobie zdjęcia z kartką z napisem: I don't need feminism, because... i tak dalej. Nie zrozumcie mnie źle, ale dla mnie to kolejny sygnał, że ludzie nie za bardzo kumają, o co mianowicie z tym całym feminizmem chodzi.


Kobieto, zanim skrytykujesz feministki, to pomyśl, że gdyby nie było ich ruchu, to :
  1.  Nie miałabyś prawa do głosu, nie mogłabyś decydować, kto rządzi w twoim kraju, 
  2. Twoja rodzina miałaby pełne prawo do zaaranżowania twojego małżeństwa, a ty bez szemrania musiałabyś wyjść za wybranego przez nich mężczyznę. I w nosie by wszyscy to mieli, że nigdy go nie widziałaś... no i to, że on od ciebie jest jakieś... powiedzmy, dwadzieścia lat starszy, 
  3. Uchodziłabyś za głupią, zbyt emocjonalną, najpewniej również za obywatela drugiej kategorii, 
  4. Nie mogłabyś się kształcić ani pracować (jeśli w ogóle dano by ci dostęp do edukacji, to do takiej na znacznie gorszym poziomie niż twoi męscy rówieśnicy), 
  5. Jeśli lubisz sport, to w innej rzeczywistości nie mogłabyś go uprawiać, ponieważ lekarze odradzaliby jakichkolwiek ćwiczeń fizycznych kobietom, 
  6. itp, itd.
Jeszcze tak nawiasem do punktu nr 2 - moja prababcia wyszła za mojego pradziadka mając lat 16, czyli w tym wieku, w którym przeciętny dzieciak w Polsce pisze egzamin gimnazjalny. Mój pradziadek miał wtedy lat 24, czyli był od niej (o zgrozo!) o osiem lat starszy. Małżeństwo zaaranżowały ich rodziny. Ich pierwsze dziecko urodziło się rok po ślubie, a przez parę lat prababcia rok w rok zachodziła w ciąże i rok w rok rodziła dziecko. Chciałabyś takiego losu? 

A do kobiet, które się ze mną zgadzają - wiem, że część z Was boi się przyznać przed sobą i innymi, że jesteście feministkami. Nie bójcie się. Miejcie innych gdzieś. No, a poza tym:

Tak nawiązując jeszcze do tego, co było na początku posta, nie popieram wojujących "feministek". Czasami, kiedy o nich słyszę, to nie wiem, czy się z nich śmiać (bo ich wypowiedzi są często po prostu głupie) czy im współczuć (bo rodzice w większości przypadków zagwarantowali im beznadziejne dzieciństwo).



Podsumowując, zrobię Wam kolejną wyliczankę. To, że jestem feministką nie znaczy, że:
  1. Nie znoszę płci przeciwnej, 
  2. Nie akceptuję elementarnych różnic między kobietami a mężczyznami, 
  3. Mam kompleksy, 
  4. Jestem brzydka i nikt się mną nie interesuje, nie dbam o siebie itp, itd. 
Natomiast znaczy to, że:
  1. Nie podobają mi się pewne głupie, utarte stereotypy, zarówno na temat mężczyzn, jak i kobiet, 
  2. Nie podoba mi się, kiedy sąd rodzinny ignoruje prawo ojca do kontaktu z dziećmi i faworyzuje matkę, 
  3. W ogóle nie zgadzam się z taką nierównością płci w społeczeństwie - okej, każdy z nas jest inny, ale czy to powód, by traktować jednych gorzej od drugich? Każdy z nas ma swoje wady i zalety i niewiele możemy na to poradzić, 
  4. Wolę robić coś porządnego w życiu, spełniać swoje marzenia, pomagać innym, niż tylko samolubnie myśleć o posiadaniu chłopaka/męża i założeniu rodziny (czas na takie rzeczy przychodzi... no, w odpowiednim czasie).
I co? Nadal zaskoczeni?  :)))
Tak na koniec dodam, że jest dużo feministek, które są w związkach małżeńskich i mają szczęśliwe rodziny. Za jakiś czas temat - być może - się poszerzy, ale na ten moment mam nadzieję, że chociaż odrobinę zmieniłam Wasz pogląd na tę filozofię.

A ja tymczasem się z Wami żegnam i do następnego razu:)

horsefan 

PS Wszystkie zdjęcia z wyjątkiem demotywatora pochodzą z WeHeartIt.

5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nazywasz się na Weheartit?:)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. Przepraszam za kilka komentarzy, coś mi się spsuło:/

    Feminizm, jako idea, polega na równouprawnieniu OBU płci (czyli również mężczyzn), wzajemnym szacunku i braku dyskryminacji z powodu płci. Po prostu- żeby nikogo nie traktowano gorzej ze względu na bycie dziewczyną lub chłopakiem. Tym straszniejsze jest to, jak postrzega się feminizm, który jako idea sama w sobie jest genialna- ludzie są sobie równi i tyle. Wiadomo, są feministki, które wpadają w ogromne skrajności, nawet nienawidzą mężczyzn- ale, jak już napisałam, są to poglądy bardzo skrajne i w sumie niemające z tym zakładającym równouprawnienie feminizmem, wiele wspólnego. W każdym ruchu, wspólnocie czy idei są ludzie przesadzający, wręcz fanatyczni, niestety. I o zgrozo, oni są najgłośniejsi, najbardziej widowiskowi, więc ludzie kojarzą ich z danym poglądem.
    Feministki z prawdziwego zdarzenia walczą o prawa wszystkich dyskryminowanych, uważają, że wcale nie są gorsze z powodu tego, że noszą spódnicę oraz domagają się należnego im szacunku. Dla mnie to naprawdę zacna rzecz:)
    Szkoda, że media pokazują akurat taki, a nie inny obraz tego ruchu, który utrwala się w głowach ludzi, no i potem mamy takie przykre sytuacje, których doświadczyłaś.
    Ach, te napisy z cyklu ,,I don't need feminism because..."- no dobra, może ty nie potrzebujesz, ale wyobraź sobie, że nie jesteś sama na tym świecie i mnóstwo kobiet na całej Ziemi jest dyskryminowanych i odmawia się im podstawowych praw.
    Ja również uważam siebie za feministkę:)
    Pozdrawiam ciepło!
    P.

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż, ogólny obraz feministek jest faktycznie przereklamowany. Jednak... No cóż. Kobiety walczą o równouprawnienie, jednak - jak sama możesz stwierdzić - nawet praca, jakiej najczęściej podejmują się kobiety jest intelektualna, a fizyczna nie jest zwykle dosyć ciężka. Fakt faktem, ja osobiście nie słyszałem o kobiecie w kopalni ;) Ale cóż, miałaby takie prawo.

    Nie bierz tego komentarza jako hejt lub coś takiego. Komentarz ma służyć jedynie jako mała informacja, że owe "walczące" feministki walczyły o władzę, nie o prawa.

    OdpowiedzUsuń

Szóstka Wron.