sobota, 17 czerwca 2017

Pisarskie porady horsefana #1 - Jak sprawić, by twoja postać nie była Mary Sue?

Okej. Troszkę czasu mnie tutaj nie było, prawda?

Podobno od zeszłego postu  miałam więcej pisać. Podobno.
Cóż, nie wyszło. Jeszcze jeden egzamin miałam do zaliczenia.
Teraz już jestem po jego napisaniu, więc mogę wrócić do mojej małej blogerskiej działalności.
Bez zbędnego gadania - przejdźmy do tematu posta.

* * *

Jeżeli wcześniej nie znałeś/aś tego bloga, to zapewne trafiłeś/aś tutaj, ponieważ chciałbyś się dowiedzieć czegoś więcej na temat sztuki pisania.
A dokładniej, wnioskując po tytule posta, chcesz się dowiedzieć, jak sprawić, by stworzona przez Ciebie postać nie stała się kolejną Marysią Sójką dryfującą w morzu innych Marysi Sójek. 


Zacznijmy więc od tego podstawowego pytania:   
Kim (lub czym) jest Mary Sue? I skąd w ogóle taka dziwna nazwa?

Nazwa ta wywodzi się od opowiadania autorstwa Pauli Smith "A Trekkie's Tale", opublikowanego w 1972 roku. Tekst od samych podstaw jest parodią serialu "Star Trek", a jego do szpiku kości upiększona główna bohaterka nazywa się właśnie... Mary Sue.
Występują również inne warianty tego określenia: Mery Su, wymieniona już przeze mnie Marysia Sójka, a w przypadku męskich postaci to Gary Stu, Larry Stu lub Marty Stu.
Zdaniem cioci Wikipedii, Mary Sue to, cytując: pejoratywne określenie wyidealizowanej postaci literackiej. Marysia Sójeczka to nic innego jak wyidealizowana postać stworzona na obraz (i podobieństwo) samego autora (lub autorki), mający na celu zapełnienie życiowej luki wypalonej przez liczne kompleksy. 


 Czym charakteryzuje się Mary Sue?

Cóż, na to pytanie nie ma jednolitej odpowiedzi, ponieważ we wszelkiej maści literaturze/fanfikach/etc. można napotkać kilka rodzajów Marysi. Poniżej postaram się wymienić oraz opisać te, które występują najczęściej. 
Uwaga! Mogą występować (nie)zamierzone elementy humorystyczne.
  • zwyczajna (zwana również tradycyjną, szarą myszką tudzież męczennicą) - zazwyczaj nastolatka, rzadziej dorosła kobieta. Uważa, że jest brzydka, nic nie warta, że nic jej ogółem w życiu nie wychodzi, przejmuje się złośliwymi koleżankami ze szkoły/pracy. Aha, prawie bym zapomniała - nic nie robi, żeby zmienić swoją sytuację. Ogółem, typowa sierotka.
    Jednak ni z tego ni z owego w jej szarym życiu pojawia się jakiś facet, w którym ona - oczywiście - się zakochuje bez pamięci. Ewentualnie najpierw go nienawidzi, a potem się w nim zakochuje... Zazwyczaj ów facet jest: bogaczem, członkiem ulubionego zespołu, znanym aktorem,
    księciem na białym koniu, wszystkim na raz, et cetera, i to on właśnie w ostatecznie odmienia los Marysi, mówiąc jej jaka jest piękna, mądra, cudowna itp. Odwzajemnia jej uczucia  i odjeżdża z nią w siną dal.
    Może występować zarówno w "naszym" (tj. współczesnym) świecie, jak i w opowiadankach i powieściach (pseudo)historycznych oraz w uniwersach z gatunku fantasy czy sci-fi.
  • mroczna/emo - zwykle pochodzi z rodziny patologicznej, która się nad nią znęca, w ogóle jej nie rozumie...
    Okej, stop - nie myślcie, że teraz Wam mówię, że nie macie prawa pisać o bohaterce, która wychowuje się w patologicznej rodzinie - co to, to nie. Chodzi mi o to, że mroczna Marysia Sójka wpisuje się w pewien schemat, którego osoby poruszające takową tematykę nie powinny powielać.
    Emo Mary Sue niby ma swoje problemy, wiecie, rodzice-alkoholicy, samookaleczanie, gwałt... jednak wiedza twórcy w tej materii jest zwykle tak uboga, że czytelnikowi w ogóle nie jest dane zrozumienie bohaterki ani tym bardziej, dowiedzenie się czegoś nowego. Zamiast tego on/ona otrzymuje masę drętwych przemyśleń, dialogów pozbawionych jakiegokolwiek sensu (często okraszonych dużą dawką wulgaryzmów) etc. 
    Poza tym, podobnie jak w poprzednim przypadku, Marysia zakochuje się w jakimś cudownym facecie lub w innym, podobnym sobie emo, coraz częściej również w swoim największym wrogu (wiecie, miłość zwycięża nienawiść i inne tego typu uproszczenia), z którym później odjeżdża w siną dal. 
  • magiczna heroska - zwykle występuje w uniwersach fantasy (rzadziej sci-fi); czasem jej narodziny są zapisane w gwiazdach, jakiejś przepowiedni itp. Często wychowuje się w zwykłej rodzinie lub jest sierotą (patrz: zwyczajna), nierzadko "bardzo pokrzywdzoną przez los".
    Stoi po "dobrej stronie mocy" (chyba, że stanowi połączenie z mroczną/emo). Często jest jakąś tam  czarodziejką, księżniczką lub połączeniem ich obu, a jej magiczne (lub inne nadnaturalne) zdolności są na znacznie wyższym poziomie niż u przeciętnego mieszkańca danego uniwersum. Należy również zazwyczaj, że nasza magiczna heroska często żyje w zwyczajnej rodzinie, nie mając zielonego pojęcia o swoim niezwykłym pochodzeniu i/lub umiejętnościach, o tym dowiaduje się przez "zupełny przypadek" w wieku od 15 do 17 lat.
    Oczywiście, włosy zazwyczaj jakiegoś nietypowego koloru, oczy również, a jej skóra opisywana jest jako "alabastrowa", "mlecznobiała" itp. Magicznej herosce niezwykle nierzadko towarzyszy jakiś równie czarodziejski zwierzak (lub zwierzaki; wtedy mamy do czynienia z wariantem zwanym Królewną Śnieżką). Czasem jest posiadaczką jakiegoś magicznego artefaktu, np. miecza, medalionu, dzięki któremu może zrobić dosłownie WSZYSTKO.
    Wszyscy żyjący w uniwersum zamieszkanym przez ową Marysię Sójkę ją podziwiają, uwielbiają lub - o zgrozo! - są w niej zakochani na zabój, a tylko ten ZUY (ewentualnie ta ZUA) chce dla naszej Marysi źle.
    Jej tzw. tru loffem (od ang. true love) jest zazwyczaj jakiś rycerz, książę, elf, bóg, heros (resztę dopisać wedle uznania czytającego), broniący jej do upadłego (choć coraz częściej z początku się z naszą Marysią nienawidzą). W fanfikach ukochanym Marysi Sójki jest zazwyczaj bohater filmu/książki/gry, w którym jest zakochana sama autorka.
    Aha, i jeszcze coś. NIE MOŻE umrzeć. A jak już to się stanie - to zmartwychwstaje, i to z dodatkową mocą.
  • mroczna-magiczna - można się zetknąć z różną kategoryzacją, jednak moim zdaniem to połączenie dwóch poprzednich. Powszechnie występuje w fanfikach jako krewna (najczęściej córka) głównego wroga, z którym walczą bohaterowie z oryginalnego składu. Dobrym przykładem są tutaj liczne fanfiki na podstawie serii o Harrym Potterze, w których z bliżej nieokreślonego powodu masowo występują (najczęściej nieślubne) córki Voldemorta.
    Mroczna-magiczna oprócz tego, często włada potężną magią (potężniejszą niż bohaterowie oryginalnego składu, rzecz jasna), ma włosy i tęczówki nienaturalnej barwy, samookalecza się i ma stany "depresyjne", nie wierzy w miłość (do niej musi przekonać ją jakiś tru loff).
  • złote dziecko - w zależności od uniwersum przybiera różne formy, które jednak łączy zestaw wspólnych cech: bogaci rodzice, kujoństwo, idealne, modne ubrania i ciuszki, popularność w super-dobrej szkole, idealna fryzura, przynależność do szkolnej elity. Jej tru loffem jest zazwyczaj najprzystojniejszy, najpopularniejszy chłopak w szkole, o którego względy Marysia rywalizuje z jakąś wredną zołzą (czyli tą ZUĄ).
    W wariancie szara myszka nie należy do szkolnej elity, która - zamiast zaprosić ją w swoje szeregi - ciągle się nad nią znęca.
    W wariancie magiczne złote dziecko Marysia po prostu żyje w fantastycznym świecie.
Uff, jak widzisz, dużo tego, a to i tak nie wszystko. W skrócie rzecz ujmując, można spotkać wiele rodzajów Mery Su, jeszcze więcej typów mieszanych i podrodzajów. A ich wspólną cechą jest to że są przerysowane, nawet do granic absurdu.
W przypadku brata bliźniaka Marysi (Larry'ego, Garry'ego czy jak mu tam) brak aż takiego urozmaicenia. Zwykle jest on jakimś słynnym rycerzem/wojownikiem/księciem/herosem, którego celem jest zbawienie królestwa/cesarstwa/kontynentu/świata/wszechświata, jednak nasz bohater zamiast wypełniać swoje przeznaczenie włóczy się po kolejnych knajpach, zalicza przypadkowe panienki oraz po prostu jest boski. Ponadto, jest również super-mądry, super-silny, super-wytrzymały, no, ogółem cały jest taki super.
Aż do przeżarcia.

Okej, mam nadzieję, że jakoś przebrnęliście przez to, co popełniłam powyżej. Skoro już nieco ochłonęłam i przestałam chichotać złowieszczo pod nosem jak każda typowa ZUA, czas na kolejny podpunkt, czyli przechodzę do sedna.



Co zrobić, żeby Twoja postać nie była marysuistyczna? Czyli mądrości od panny Zofii...

Teraz powiem Ci coś, co dobrze wiem z własnego doświadczenia. Wiesz, kiedyś, dawno temu, w odległej galaktyce, ja też pisałam opowiadanka, których główne bohaterki dało się określić w dwóch słowach: MARY SUE. Na początku po prostu nie miałam żadnych innych pomysłów na wykreowanie moich postaci, jednak z czasem nabrałam trochę wprawy i wtedy mój dawny sposób, nazwijmy to, kreacji, wydał mi się dość nudny i banalny. Nadal jednak nie za bardzo wiedziałam, jak pozbyć się go z mojego życia; przede wszystkim, w ogóle nie potrafiłam nazwać swojego problemu.
W lipcu 2015 roku w moim małym pisarskim życiu nastąpił przełom. To wtedy pojechałam na obóz literacki (razem z Polą, nota bene) i dowiedziałam się, czym jest Mary Sue i skąd się mianowicie bierze. Otrzymałam wiele cennych wskazówek oraz nauczyłam się je wcielać w życie. Wreszcie zaczęłam patrzeć na moją twórczość krytycznym okiem. 
Więc teraz czas bym to ja się podzieliła z Tobą moimi pisarskimi doświadczeniami. 
Jeszcze zanim zacznę, to chciałabym Ci tylko powiedzieć, że nic właściwie nie jest złego w tym, że piszecie takie opowiadanka, oczywiście do czasu, kiedy nie postanawiasz ich nigdzie opublikować, tak jak ja.
Uwierz mi, nie warto zaśmiecać internetu, który sam w sobie jest już jednym wielkim śmietnikiem, kolejnym opkiem, którego bohaterka (bo niestety to są w większości one) jest oczywista, nudna, postępuje w sposób nielogiczny, nierzadko jest również wkurzająca do kwadratu.
Jeśli jesteś młodą osobą, to zrozumiałe, że masz skłonności do przerysowywania i nie ma w tym nic złego (a przynajmniej w większości przypadków, tych skrajnych nie zaliczam). Prędzej czy później, ale w końcu z tego wyrośniesz, a wtedy będziesz mógł się z tego nabijać, tak jak Billie Sparrow i Paweł Opydo poniżej:



Poniżej prezentuję kilka, jak dla  mnie, podstawowych rad dla innych twórców:
  1. Uważaj na to, jak podchodzisz do swojej postaci - kiedy patrzysz na nią jakby była twoim najlepszym przyjacielem, członkiem najbliższej rodziny, dzieckiem, a już nie daj Panie Boże - Tobą w alternatywnej wersji - nie masz szansy na stworzenie jej realistycznego obrazu. Dlaczego? Bo wtedy chcemy dla niej jak najlepiej. Pragniemy, żeby była perfekcyjna w każdym calu. Chcemy, żeby powodziło jej się jak najlepiej, żeby niczego jej nie brakowało (stąd się bierze min.: złote dziecko) lub ciągle egzaltujemy jaka to nasza postać nie jest biedna. Gorzej, kiedy nasz bohater lub bohaterka  dokonuje tego, o czym skrycie marzymy. Dobry przykład stanowi tutaj zemsta na znienawidzonej osobie lub miłość do bohatera, który nam się mniej lub bardziej skrycie podoba.
    Ważne jest, żebyś starał/a się patrzeć na swoją postać jak na drugiego człowieka; potrzebne są mu i wady i zalety, jakieś ludzkie odruchy, przyzwyczajenia.
  2. Jeśli już jesteśmy w temacie wad, zalet, przyzwyczajeń i tym podobnych, to moja rada brzmi tak: obserwuj ludzi. Swoją rodzinę, znajomych, nauczycieli, szefa w pracy - o ile, oczywiście, takową posiadasz, siebie (pomocne przy zwalczaniu kompleksów - polecam). Staraj się nie idealizować ani też nie antagonizować żadnego z nich. Analizuj ich sposób mówienia, poruszania się, odruchy etc. Możesz nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, jak wiele inspiracji masz wokół Ciebie.
    Dobrym przykładem twórczy... tfu, twórczyni inspirującej się ludźmi dookoła była (i w sumie to nadal jest) Jane Austen.
  3. Może niektórym ten podpunkt może wydawać się zupełnie oczywisty (punkt dla nich), jednak na wszelki wypadek wolałabym o tym napisać.
    A mianowicie - koniecznie pamiętaj o logice! Dziś skupiam się na wykorzystaniu jej w kontekście tworzenia postaci, ale ona ogółem jest przydatna przy pisaniu. Powieści. Opowiadań. Czegokolwiek. (No, wiecie, o co chodzi.) Nie chodzi mi tu o to, że nie możesz pisać fantastyki, ale o to, byś trzymał/a się pewnych norm. Sztampowy przykład stanowi bardzo młoda postać, najczęściej w wieku 15-18 lat, która już zdążyła wiele osiągnąć w swoim życiu. I nie, nie chodzi mi tu o dużą ilość konkursów z dziedziny wiedzy, jakie mamy na co dzień wykładane w szkole. Chodzi mi tu o 16-latki będące świetnymi zawodowymi zabójczyniami (najczęściej bez większego wysiłku) czy o 18-latków będących na wysokich wojskowych stanowiskach. Rozumiecie? To się kupy nie trzyma, nie można tyle osiągnąć w tak krótkim czasie. A przynajmniej mało ludzi było w stanie tego dokonać - dobry przykład stanowi tutaj chociażby Wolfgang Amadeusz Mozart.
    Dlatego, zgodnie z zasadami czysto pojętej LOGIKI radziłabym unikać tworzenia tego typu postaci.
    Tyczy się to również sytuacji bardzo powszechnych w historiach fantasy, kiedy to bohater/bohaterka odkrywa, że ma jakąś niezwykłą moc/umiejętność/etc. i trafia pod oko jakiegoś znamienitego mistrza... a po zaledwie kilku lekcjach okazuje się, że nasz heros/heroina wielokrotnie przewyższa mocą swojego nauczyciela i wszystkich mu podobnych (najczęściej razem wziętych). Brzmi kiczowato, prawda?
  4. Innym błędem, który tak często popełniamy jest to, że bardzo lubimy podkreślać idealizm naszej postaci w każdym calu. Piszemy, jaka to ona nie jest cudowna, miła, uczynna, inteligentna... tylko, problem w tym, że to tak nie działa. Głównej osi fabuły nie może stanowić idealizm Twojej postaci. Wówczas taka historia staje się nierealistyczna, nudna, nierzadko wręcz zakrawa o głupotę. Uwierzcie mi, wiem co mówię. Jak się przeczyta parę takich historyjek, to może się to przejeść.
    Tyczy się to również sytuacji odwrotnych - czyli takich, kiedy tworzymy tzw. anty-Sue. W tym przypadku cała historia nie może się kręcić wokół tego, jak Twoja postać jest głupia, brzydka, niezdarna etc. Dlaczego? Bo takiej postaci po prostu NIKT nie lubi (no, chyba, że masz już talent do pisania niezwykle komicznych historii o takowych bohaterach/bohaterkach, wtedy plus dla Ciebie).
    Dla przykładu, zauważyłam ostatnio, że w tzw.: młodzieżówkach narobiło się ostatnio bohaterek, które z założenia mają być właśnie takimi anty-Sue - niczym się nie wyróżniają, są niezdarne, nie mają szczególnych talentów, a z wyglądu są raczej przeciętne. Wśród autorów takich powieści są tacy, którzy uważają, że taki zabieg czyni postać bardziej "uniwersalną" i ułatwia czytelnikom utożsamianie się z nią. I to jest bardzo OGROMNY BŁĄD.
    Bo, wiesz, żeby Twój bohater lub bohaterka był realistyczny/a, to musi mieć i wady, i zalety. Jakieś zainteresowania również by się tutaj przydały. A jeśli idzie o wygląd to lepiej, żeby nie był ani zbyt przedobrzony, ani zbyt... zantagonizowany (dobra, wiem, to nie jest najlepsze słowo, ale - niech już będzie). Nie chodzi mi tutaj o to, że Twoja postać nie może się niczym wyróżniać w cechach wyglądu lub wyglądać dość przeciętnie. Chodzi mi o to - jak już mówiłam - że to nie może stanowić głównego elementu Twojej fabuły, jakiegoś jej centrum, wokół którego wszystko się kręci niczym planety wokół Słońca. Oki?
  5. Tutaj nadal pozostajemy w temacie zbliżonym do tego, co napisałam powyżej, tylko zajmiemy się jednym z ważniejszych szczegółów. A mianowicie - słownictwem.
    Dość powszechnym błędem w coraz większej ilości książek (zwłaszcza dla młodzieży, ale nie tylko) jest używanie przez autora nieodpowiednich słów do opisywania swoich postaci, głównie ich wyglądu. Przez "nieodpowiednie słowa" rozumiem takie, które brzmią zbyt poetycko i takie, które mają na celu jeszcze bardziej podkreślić "idealność" naszej postaci. Przykłady: rubinowe lub szmaragdowozielone oczy, alabastrowa cera, złotoblond, płomiennorude albo kruczoczarne włosy... Ogółem, takich przykładów jest mnóstwo, i nie chodzi mi tutaj o to, że nie możesz W OGÓLE używać takich słów, ale o to, byś nie używał ich, jak już wcześniej wspominałam, w celu jeszcze większej idealizacji twojego bohatera lub bohaterki. Bo wtedy taka historia robi się nudna, nierealistyczna, a czasami - również dziwna.
     
  6. Na koniec zostawiłam sobie najcięższy orzech do zgryzienia. Cóż to takiego może być...?
    *rytmiczne uderzenia bębnów, w powietrzu wisi ekscytacja*
    Otóż, mój drogi/moja droga, chciałabym Ci (mniej więcej) powiedzieć, jak pisać o bohaterach, którzy w swoim życiu przeżyli coś trudnego. Naprawdę trudnego.
    Mówiłam już o tym, że pisanie o mrocznej/emo nie jest dobre, ponieważ zazwyczaj wiedza autora w pewnych kwestiach po prostu woła o pomstę do nieba i w ostateczności to, co miało nam przybliżyć życie osoby z takimi doświadczeniami, w rzeczywistości jest po prostu katorgą, którą później chcemy jak najszybciej wyrzucić z pamięci.
    Pisanie o trudnych, traumatycznych przeżyciach, o patologii i innych tego typu, wymaga od autora nie tylko odpowiedniej wiedzy z zakresu psychologii, ale również swego rodzaju wrażliwości.
    Ostatnimi czasy zauważyłam, że w literaturze, i to nie tylko dla młodzieży, autorzy przedstawiają postaci, które niby mają jakieś tam problemy np.: wczesne osierocenie, porwanie, gwałt, samotność, depresję... (a to, nierzadko, dopiero początek długiej listy), ale tych problemów W OGÓLE nie widać. Bohaterka (bo najczęściej to niestety jest postać kobieca), w najgorszych przypadkach, zachowuje się jak rozwydrzona nastolatka... ech, szkoda słów.
    Pisząc tego posta, nie miałam w planach wymieniania nazwisk poszczególnych twórców (chyba powinnam była napisać: tfurców...), ale w końcu uznałam, że jedna taka osoba zasługuje na uwagę.
    A jest nią polska pisarka, Katarzyna Michalak, znana wśród internautów jako Ałtorkasia (jak się pewnie możesz domyślać, nie jest to miłe określenie).
    Otóż, Ałtorkasia ma swoich, ekhem, powieściach zwyczaj poruszania trudnego tematu tylko po to, by wytrzeć swoim bohaterkom gęby problemami, żeby móc powiedzieć: "Ooo, patrzcie, jaka ona jest biedna!", po czym zupełnie ignoruje ten problem, kiedy akurat nie jest jej potrzebny. Bohaterka ma ojca-alkoholika, jest półsierotą, ma raka, chory kręgosłup (jakby co, to tylko przykłady, nie wszystkie pojawiają się w książkach p. Michalak)? Cóż z tego, przecież może całe noce grzmocić się jak króliki ze swoim kochankiem, czemu nie?
    Nie.
    Nigdy tak nie pisz. Nigdy nie wycieraj gęby swojej postaci ciężkimi problemami. Zwłaszcza, jeśli zaraz chcesz je zignorować. To tak nie działa. CZŁOWIEK tak nie działa. Takie pisanie nikogo niczego nie uczy, a jedynie ogłupia - i to w ten najgorszy, najmniej przyjemny sposób.
Źródło

Cóż, mam nadzieję, że jakoś ten post Ci się przyda w Twojej późniejszej twórczości.
 
A na tę chwilę żegnam i pozdrawiam.

horsefan

1 komentarz:

  1. To otwarte zaproszenie dla wszystkich, którzy chcą zostać częścią największej organizacji na świecie i osiągnąć szczyt swojej kariery. Gdy rozpoczynamy tegoroczny program rekrutacyjny, a nasze coroczne święto zbiorów jest już blisko. Wielki mistrz dał nam mandat, by zawsze docierać do ludzi takich jak wy wszyscy, więc skorzystaj z tej okazji i dołącz do wielkiej organizacji Illuminati, dołącz do naszej globalnej jedności. Przynosząc biednych, potrzebujących i utalentowanych
    światło sławy i bogactwa. Zdobądź pieniądze, sławę, moce, bezpieczeństwo, zdobądź
    uznany w swojej firmie, rasie politycznej, awansuj na szczyt w tym, co robisz
    chronione duchowo i fizycznie! Wszystkie te osiągniesz w
    mgnienie oka. Czy zgadzasz się być członkiem nowego porządku światowego Illuminati?
    Call & WhatsApp +2349063803279
    📩 illuminatiworldofriches637@gmail.com

    OdpowiedzUsuń

Szóstka Wron.