niedziela, 19 czerwca 2016

Coś od Trudi Canavan

Witojcie!

Ostatnio postanowiłam, że w dzisiejszym poście krótko zrecenzuję trzy książki Trudi Canavan, o których od jakiegoś czasu chciałam napisać, ale jakoś tak się w moim życiu złożyło, że nie dałam rady.


Cóż, tutaj nie mam zbyt wiele do powiedzenia, gdyż tę książkę czytałam prawie rok temu i niewiele pamiętam ze szczegółów. Ogółem, książka całkiem dobra, jednak muszę przyznać, że pod koniec nastąpił pewien zgrzyt fabularny i przez parę(set) stron było trochę nudno. Zakończenie w sumie też było do przewidzenia, jednak podobał mi się pokazany pod koniec motyw szachownicy (ci co przeczytali, wiedzą o czym mowa).

Po przeczytaniu tej pozycji utwierdziłam się w przekonaniu, że Trylogia Czarnego Maga jest lepsza od Ery Pięciorga. Wartka akcja i bohaterowie nadal trzymają poziom, jednak mam pewne wątpliwości co do postaci tytułowego Wielkiego Mistrza. Akkarin, który na początku był przedstawiony jako czarny charakter tutaj nagle okazuje się być kimś zupełnie innym... kurczę, nie wiem, co o tym myśleć. Oceńcie sami.

Źródło
No, i tutaj mam najwięcej do powiedzenia, gdyż tę powieść spod pióra pani Canavan przeczytałam stosunkowo niedawno (biedactwo musiało sobie trochę przeleżeć na półce).
Złodziejska magia na pierwszy rzut oka bardzo się różni od poprzednich książek autorki. Co prawda, w internetach znajdzie się z pewnością cała masa recenzji tej książki zwracająca uwagę na jej podobieństwa co do poprzedniej twórczości pisarki. Ja jednak po przeczytaniu 2-3 trzech takich tekstów, które sprawiały wrażenie, jakby ich twórcy zrzynali od siebie do bólu, doszłam do wniosku, że skupię się na czymś odmiennym.
A mianowicie na magii. Pierwszy tom Prawa Millenium był reklamowany słowami: Zapomnij wszystko, co wiesz o istocie magii. A właściwie, to co o niej wiemy? Do tej pory za każdym razem, gdy słyszałam to słowo, pierwszym skojarzeniem były czarodziejskie różdżki, kryształowe kule, lustra przepowiadające przyszłość, latanie na miotle i tym podobne. Ogółem: same irracjonalne artefakty i czynności.
Czymś, co naprawdę przypadło mi do gustu w tej powieści było sprowadzenie magii do czegoś bardzo przyziemnego i oczywistego: eksploatowanego surowca. Świat przedstawiony w jednym z wątków (no, bo u Trudi Canavan zawsze musi być ich kilka) przypominał rewolucję przemysłową z dziewiętnastego wieku, tylko, że zamiast węgla czy gazu ziemnego była magia. Zamiast inżynierów i wynalazców - magowie. Do tego w tym świecie ludzie również powoli zdają sobie sprawę z wyczerpujących się zapasów materiału, od którego zależne jest ich przetrwanie. Nie brzmi znajomo? Moim pierwszym skojarzeniem była ropa naftowa, o której - jak pewnie wszyscy wiemy - że powoli się kończy.
Mogłabym jeszcze więcej wspomnieć, jednak wolałabym Was nie zanudzać i dodać parę słów o drugim wątku. Opowiada on historię Rielle Lazuli - córki farbiarza, żyjącej w świecie o wiele odmiennym od rzeczywistości Tyena. Wielu czytelników zwraca uwagę na to, że ta część książki bardzo przypomina Erę Pięciorga: świat, w którym religia odgrywa główną rolę, jest jakaś grupa ludzi ciemiężonych, trzeba się przeciwstawić radykałom itp. Rzeczywiście, tutaj znalazłam jakieś podobieństwa, jednak nie było ich na tyle dużo, by mogło mi to w jakikolwiek sposób przeszkadzać w lekturze. Ostatecznie, wątek Rielle spodobał mi się, głównie ze względu na to, że jest w nim mowa o dojrzewaniu młodej dziewczyny do podejmowania własnych decyzji i godzenia się z ich konsekwencjami. A poza tym, uwielbiam, kiedy postać, o której czytam ma podobne zainteresowania do moich. W tym przypadku jest to rysunek i malarstwo:)
Ogółem, książkę oceniam całkiem pozytywnie. Wolę nie oceniać, czy osoby uważające tę pozycję za wtórną mają rację czy też nie - merytorycznie jest dobrze napisana. Pozostaje mi tylko zachęcać Was do lektury:)

Pozdrawiam 

horsefan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szóstka Wron.